Rok zmiany polityki monetarnej w Polsce
W ubiegłym roku zmianie uległ zarówno trend inflacyjny jak i polityka, jaką prowadzi Rada Polityki Pieniężnej. Ekonomiści prognozują, że w 2009 cena pieniądza w NBP spadnie do najniższego poziomu w historii.
W pierwszej połowie roku cel władz monetarnych był jasny: należało zdławić szybko rosnącą inflację. Już w grudniu 2007 wskaźnik CPI z hukiem przebił górne ograniczenie celu inflacyjnego i znalazł się na poziomie 4,0% - najwyższym od trzech lat. Odpowiedzią były coraz wyższe koszty kredytu w NBP – w marcu stopa referencyjna została podniesiona do 6,00%, w co jeszcze jesienią wierzyło niezbyt liczne grono analityków.

Presję na wzrost cen podgrzewała dwucyfrowa dynamika wynagrodzeń w połączeniu z coraz wyższym zatrudnieniem – coraz większa liczba Polaków dysponowała coraz większą gotówką, którą chętnie wydawali. To z kolei pozwalało producentom i handlowcom podnosić ceny. Konsumpcję dodatkowo rozbudzała polityka kredytowa banków, które lekką ręką udzielały pożyczek gotówkowych i kredytów mieszkaniowych. Karta kredytowa stała się wręcz podstawowym wyposażeniem portfela polskiego konsumenta. Kwitła też sprzedaż ratalna, a oferty typu „raty zero procent” stały się normą.
W lecie sytuacja z punktu widzenia RPP stała się jeszcze gorsza – drożejąca żywność oraz paliwa podążające za galopującymi cenami ropy naftowej dodatkowo zwiększały skalę wzrostu cen. Tylko dzięki dynamicznej aprecjacji złotego w lipcu i sierpniu dynamika inflacji CPI zatrzymała się poniżej poziomu pięciu procent i w porywach osiągnęła wartość 4,8%.

Jesienią, gdy pękł balon spekulacyjny na ropie, paliwa zdecydowanie potaniały – w grudniu litr benzyny bezołowiowej można było kupić za nieco ponad 3 zł, podczas gdy w lipcu w niektórych kurortach za litr paliwa płacono nawet o dwa złote więcej. Dzięki temu inflacja na poziomie cen konsumentów wyraźnie osłabła. W efekcie Rada Polityki Pieniężnej już w listopadzie pozwoliła sobie zredukować stopy procentowe o 25 pkt. bazowych, rozpoczynając tym samym cykl obniżek. Przed Gwiazdką członkowie RPP poszli za ciosem i zaskoczyli rynek obniżką aż o 75 pkt. bazowych.

 



 

Powyższa tabela pokazuje, że decyzje Rady Polityki Pieniężnej praktycznie nie zatrzymały realnej dynamiki podaży pieniądza. Agregat M3 wzrósł w okresie listopad 2007-listopad 2008 o 86,7 mld złotych. Samej gotówki w obiegu przybyło prawie 13 mld zł, co daje wzrost o 19,3% r/r. Dane NBP na poziomie makro w ogóle nie pokazują jakiegokolwiek kryzysu finansowego – wartość kredytów rosła nieprzerwanie zarówno w grupie gospodarstw domowych jak i przedsiębiorstw. Przy tak dużej dynamice podaży pieniądza i wzrośnie gospodarczym w granicach 5-6% niepomiernie dziwi ledwie 4-procentowy wzrost cen w gospodarce.

Założenia rządowe do przyszłorocznego budżetu mówią o średniorocznej inflacji na poziomie 2,9% r/r. Eksperci zakładają jednak, że w 2009 roku ceny na poziomie konsumentów powinny wzrosnąć nieco mniej – z ankiety przeprowadzonej przez „Rzeczpospolitą” wynika, że średnie oczekiwania ekonomistów kształtują się na poziomie 2,6%. Oznacza to, że już za kilka miesięcy inflacja CPI znalazłaby się dokładnie na poziomie oficjalnego celu NBP. Wówczas też należałoby się spodziewać zakończenia lub nawet wstrzymania cyklu obniżek stóp procentowych.

Taki poziom wskaźnika CPI pozwalałby oczekiwać spadku stóp procentowych do poziomu 4-4,5% na koniec przyszłego roku. Wartość ta bierze się z obserwacji poprzednich decyzji RPP, której w 2008 roku udało się utrzymać iloraz indeksu CPI względem indeksu stóp procentowych niemalże dokładnie na poziomie 1%. Stąd też taka wartość stopy redyskontowej przy średniorocznej inflacji na poziomie 2,6-2,9%.

Jednakże cena pieniądza nawet na historycznie niskim poziomie 4% oznaczałaby dość wysoki dysparytet względem strefy euro, gdzie główna stopa procentowa wynosi obecnie 2,50% i w przyszłym roku może jeszcze spaść. Ekonomiści przestrzegają, że taka sytuacja mogłaby doprowadzić do niebezpiecznej dla polskiej gospodarki aprecjacji złotego względem euro. Zwolennicy tej koncepcji prognozują, że Rada może ściąć stopy procentowe nawet do poziomu 3%, idąc w ten sposób w ślady wielu banków centralnych, które obniżyły cenę pieniądza do historycznie niskich poziomów. Z drugiej strony ostatnie miesiące przyniosły gwałtowny spadek wartości złotego i to pomimo wciąż relatywnie wysokich stóp procentowych. Tak więc jastrzębie skrzydło RPP będzie zapewne hamować zapędy do zbytniego poluzowania polityki monetarnej uzasadniając to groźbą osłabienia polskiej waluty.

Za to argumentów zwolennikom łagodnej polityki pieniężnej zapewne dostarczą oczekiwania na tańsze paliwo oraz zahamowanie przez Urząd Regulacji Energetyki dwucyfrowych podwyżek cen energii elektrycznej. Wraz z tańszą ropą tanieć powinien też gaz, którego hurtowa cena z kilkumiesięcznym opóźnieniem reaguje na zmiany kursu „czarnego złota”. Deziflacyjnie ma także działać trudniejsza sytuacja na rynku pracy. Rosnące bezrobocie ma zmniejszyć wzrost wynagrodzeń oraz ograniczyć skłonność do konsumpcji.

Niemniej jednak nawet gdyby za 12 miesięcy wskaźnik CPI znalazł się w okolicach 2%, to stopy procentowe w NBP powinny być bliższe czterem niż trzem procentom. W roku 2006, gdy dynamika cen detalicznych oscylowała w pobliżu 1%, stopa referencyjna spadła właśnie do 4%. Tyle że wówczas przewodniczącym Rady Polityki Pieniężnej był prof. Leszek Balcerowicz, zaś obecnie temu gremium szefuje mgr Sławomir Skrzypek.

Krzysztof Kolany
Bankier.pl