Komentarz FMCM z 31.07.2015
Na głównej parze
Jeśli chodzi o EUR/USD, to kończący się tydzień (w sensie tygodnia roboczego) pokazał nam, że mimo wszystko na wykresie wciąż gra dużą rolę trend spadkowy, zapoczątkowany 18 czerwca i znaczony dalej szczytami z 10 i 13 lipca.
Trzeba jednak mieć na uwadze, że trend ten był chwilami mocno naruszany. W poniedziałek i wtorek wykres wybijał się ponad linię 1,11, a w dodatku do zakresów tych powrócił dziś w ciągu sesji. Finalnie jednak piątek dobiega końca poniżej linii 1,10, przy 1,0980, a więc relatywnie nisko. Byki miały zatem swoją siłę, która wystarczyła do wykonania mocnych szarpnięć, ale jeszcze nie do frontalnego odwrócenia ogólnej tendencji.
Komunikat FOMC opublikowany w tym tygodniu rynek odebrał jako lekko jastrzębi. Nie było mowy o konkretnym terminie podwyżki stóp procentowych, ale potwierdzono, że na taką podwyżkę się zanosi, jeśli tylko dane z rynków pracy i nieruchomości (które oceniono jako pozytywne) będą nadal niezłe. Atmosfery tej nie rozbił nawet relatywnie słaby odczyt dynamiki PKB za II kw. (annualizowany wynik 2,3 proc. był niższy od prognozy 2,7 proc., ale podwyższono też wynik poprzedni – z -0,2 proc. do +0,6 proc.). Ten odczyt podano w czwartek. W piątek okazało się m.in., że indeks Chicago PMI znacznie przebił prognozę (zakładała ona 50,5 pkt, było 54,7 pkt), jakkolwiek indeks Uniwersytetu Michigan był nieco słabszy od przewidywań.
Byki próbowały zagrać na rzecz euro, ale – jak widzimy – był to raczej łabędzi śpiew. Raczej – bez tego słowa żadna analiza forexowa nie może się obyć, ale jednak trendy grają swoją rolę. Jest teraz całkiem możliwe schodzenie ku 1,09. Istotne będą jednak amerykańskie odczyty zmiany zatrudnienia, czyli tzw. payrollsy – te jednak poznamy dopiero 7 sierpnia.
Najnowsze notowania chińskiej giełdy (Shanghai Composite) to 3663,73 pkt (-1,13 proc.). Atmosfera nie jest zbyt ciekawa. Teoretycznie może to oznaczać ucieczkę ku aktywom uważanym za bezpieczne przystanie, więc także w stronę dolara, a w każdym razie – z dala od walut ryzykownych, jak złoty. Co prawda z drugiej strony są i tacy, którzy sugerują, że to właśnie z powodu chińskich problemów Fed będzie się wstrzymywał z podwyższaniem stóp.
Co do Grecji, to ciągną się tu negocjacje z wierzycielami. Temat jest teraz nieco w tle, ale wydaje się, że za jakiś czas może powrócić i kontrować euro, bo oczekiwania wierzycieli są spore, a nastawienie narodu greckiego do nich – nieprzychylne (generalnie).
Gdyby trend na EUR/USD miał być kontynuowany w taki mniej więcej sposób, jak dotąd – od niemal półtora miesiąca – to znaczy, że w ciągu tygodnia byłoby możliwe dojście nawet do okolic 1,0820-50. To właśnie tygodnia potrzeba nam na amerykańskie payrollsy. Oczywiście, jeśli poważnie rozczarują, to znów podejdziemy do linii trendu, która wtedy pewnie będzie przebiegać gdzieś przy 1,09.
Dolar i euro
Na EUR/PLN mamy lekki trend wzrostowy. Lekki, ale dość konsekwentny. 17 lipca notowano dołki poniżej 4,10, od tego czasu lokalne minima są coraz wyżej, jakkolwiek pewną zaporę dla szczytów widać w zakresie 4,15 – 4,1550. Tym niemniej, jeśli tylko ona pęknie, to trend będzie dalej biegł – tak się przynajmniej na razie wydaje. Jest w tym pewien wyraz niepokojów globalnych (kwestia giełdy chińskiej), ale też i realizacja zysków z silnego umocnienia złotego po 9 lipca.
USD/PLN w sumie porusza sięod końcówki czerwca w dość szerokiej i niejasnej konsolidacji. Za jej dolne ograniczenia można uznać okolice 3,7160-70 i 3,7050, górne wypadają przy 3,8120-40, 3,84 i powyżej 3,85. Ostatnich kilkanaście godzin tego tygodnia to najpierw okazjonalne wzmocnienie PLN do 3,74 zł za dolara, a następnie powrót do 3,77 i wyżej. Wykres ten nadal w dużym stopniu odbija notowania eurodolara.
Tomasz Witczak
FMC Management