Komentarz FMCM z 7.08.2015
Walutowe zmagania
Z początku wydawało się, że ten tydzień roboczy będzie dość prosty – to znaczy, że rynek będzie po prostu czekał na piątkowe payrollsy, czyli przedstawione dziś oficjalne dane z amerykańskiego rynku pracy (o bezrobociu, zmianie zatrudnienia i dynamice płacy godzinowej). Interpretacja też miała być prosta: dobre dane to sygnał do umocnienia dolara, słabe – do odwrotu od waluty amerykańskiej.
W ten obraz jednak już we wtorek po południu wkradło się mocne zaskoczenie. Oto bowiem Dennis Lockhart, jeden z członków FOMC, udzielił Wall Street Journal wywiadu, w którym przedstawił dość jastrzębie stanowisko. A mianowicie stwierdził, że już we wrześniu można myśleć o podwyższeniu stóp dla dolara – i że jego postawę mogłyby zmienić tylko naprawdę słabe dane, ostro odbiegające od założeń.
Jako że Lockhart normalnie uchodzi za centrystę w kwestii polityki monetarnej, to jego wypowiedź wzburzyła rynki i sprowadziła EUR/USD do 1,0850. Później, w środę, pojawił się raport ADP, w pewnym sensie uchodzący za nieoficjalny, prywatny wstęp do payrollsów. Raport był słaby i trochę mogło to studzieć oczekiwania, zresztą eurodolar poszedł nieco w górę, nawet i dziś rano notowano wartości rzędu 1,0920-30.
Po drodze do piątku poznaliśmy też inne publikacje, np. indeksy PMI z Europy, ale rynek interesował się głównie Stanami. ISM dla przemysłu za lipiec był słabszy od prognozy, przemysłowy PMI wpisał się w prognozę, ale analogiczne wskaźniki dla usług znacznie wyprzedziły założenia. Mieliśmy też słaby odczyt sprzedaży detalicznej z Eurolandu.
I wreszcie piątek – payrollsy. Bezrobocie pozostało na poziomie 5,3 proc., zatrudnienie poza rolnictwem wzrosło o 215 tys. miejsc w lipcu, w sektorze prywatnym o 210 tys. Wyniki te były o kilka tys. słabsze od prognoz, ale prognozy robiono przy starych danych za czerwiec, które dziś zrewidowano trochę w górę. Taka rewizja z jednej strony pokazuje, że poprzednio było lepiej niż się mogło wydawać, ale z drugiej – że oczekiwania na lipiec winny być jeszcze wyższe niż były.
No i cóż – rynek się nieco zdezorientował. Na początku zeszliśmy bardzo nisko – z okolic 1,0920 do 1,0860. Czyli to dolar zyskał. Ale po 19:00 mamy kurs 1,0960, tj. naruszanie trendu spadkowego biegnącego od 18 czerwca – czyli jednak triumfuje strona kontrująca dolara. Sądzimy, że tak naprawdę gracze nie są jeszcze do końca zdecydowani. Dane nie były zapewne tak tragiczne, jak możliwość, o której mówił Lockhart (że tylko naprawdę odmienne wyniki skłonią go do zmiany zdania), ale też nie były rewelacyjne. Sceptycy lubujący się w odrobinie teorii spiskowej powiedzą jednak, że Fed o niczym innym nie marzy, jak tylko o luźnej polityce i pompowaniu pieniądza w gospodarkę, a zwłaszcza w amerykańskie giełdy – i że dzisiejsze dane będą dobrym pretekstem, by podwyżki odłożyć ad calendas graecas. To może przesada, ale niewykluczone, że faktycznie trzeba będzie myśleć nie o wrześniu, a o grudniu.
Warto jednak wiedzieć, że już w poniedziałek po południu wypowie się nie kto inny, jak Lockhart – i stąd wypada śledzić jego ocenę tego, co się wydarzyło. Nawet jeśli na EUR/USD trudno jeszcze mówić o schodzeniu w stronę 1,08 – a dzisiejszy wieczór wręcz mocno zakłóca taką wizję – to jednak nie oznacza to, że nagle pojawi się totalny trend wzrostowy, nabijający wartość euro. Mocnym oporem mogą być okolice 1,1120. Dodajmy jeszcze, że w środę 13 sierpnia wypowie się szef Fed z Nowego Jorku – William Dudley.
Co do Grecji, to temat na razie przebiega gdzieś w tle. Pojawił się akcent pesymistyczny – publikacja "Bildu", tj. przecież z niemieckich sfer rządowych, które miałyby jakoby powątpiewać w zakończenie negocjacji z Grecją przed 20 sierpnia. Ale pojawił się też akcent optymistyczny (później) – tj. wystąpienia Ciprasa i Hollande'a, według których w sierpniu spokojnie uda się dograć rozmowy.
Na złotym
Na USD/PLN poziomem oporu są okolice 3,8550. Dziś były one testowane – w pierwszej reakcji po danych z USA. Ale mamy też i wsparcie, które lokować można przy 3,8120-40. Aż tak nisko nie zeszliśmy dziś wieczorem, niemniej poziomy rzędu 3,8160 były osiągane. Rynek jest niepewny dalszego rozwoju sytuacji, ale jeśli np. w poniedziałek Dennis Lockhart przyzna, że z tym wrześniem to jednak na wyrost (by ująć rzecz kolokwialnie), to być może eurodolar wybije się z trendu spadkowego, uformuje jakąś konsolidację w granicach 1,0950 – 1,1120 i wtedy złoty zyska. Jeśli jednak rynek odczuje najbliższe wypowiedzi członków FOMC jako mimo wszystko jastrzębie, to może dojść do kolejnych testów 3,8550 – choć generalnie poziom ten powinien być bezpieczny jako opór, o ile nie pojawią się doniesienia zupełnie niespodziewane.
EUR/PLN na początku tygodnie spokojnie kontynuował łagodną zwyżkę z ograniczeniami w strefie 4,15 – 4,1550 – po czym wypowiedź Lockharta stała się pretekstem do przebicia tej strefy. Potem zadziałała już technika – oporem były dopiero okolice 4,1685 – 4,17, a wyżej 4,1835. W środę była krótka korekta poniżej 4,16 – do dawnego oporu, teraz wsparcia – niemniej później poszliśmy w górę, za euro dawano nawet 4,20 zł, a obecny poziom 4,1835 to i tak wynik poprawy. Zejście niżej mogłoby nas pchnąć właśnie ku 4,1575 – 4,16, ale czy niżej? To na razie wątpliwe.
W ten obraz jednak już we wtorek po południu wkradło się mocne zaskoczenie. Oto bowiem Dennis Lockhart, jeden z członków FOMC, udzielił Wall Street Journal wywiadu, w którym przedstawił dość jastrzębie stanowisko. A mianowicie stwierdził, że już we wrześniu można myśleć o podwyższeniu stóp dla dolara – i że jego postawę mogłyby zmienić tylko naprawdę słabe dane, ostro odbiegające od założeń.
Jako że Lockhart normalnie uchodzi za centrystę w kwestii polityki monetarnej, to jego wypowiedź wzburzyła rynki i sprowadziła EUR/USD do 1,0850. Później, w środę, pojawił się raport ADP, w pewnym sensie uchodzący za nieoficjalny, prywatny wstęp do payrollsów. Raport był słaby i trochę mogło to studzieć oczekiwania, zresztą eurodolar poszedł nieco w górę, nawet i dziś rano notowano wartości rzędu 1,0920-30.
Po drodze do piątku poznaliśmy też inne publikacje, np. indeksy PMI z Europy, ale rynek interesował się głównie Stanami. ISM dla przemysłu za lipiec był słabszy od prognozy, przemysłowy PMI wpisał się w prognozę, ale analogiczne wskaźniki dla usług znacznie wyprzedziły założenia. Mieliśmy też słaby odczyt sprzedaży detalicznej z Eurolandu.
I wreszcie piątek – payrollsy. Bezrobocie pozostało na poziomie 5,3 proc., zatrudnienie poza rolnictwem wzrosło o 215 tys. miejsc w lipcu, w sektorze prywatnym o 210 tys. Wyniki te były o kilka tys. słabsze od prognoz, ale prognozy robiono przy starych danych za czerwiec, które dziś zrewidowano trochę w górę. Taka rewizja z jednej strony pokazuje, że poprzednio było lepiej niż się mogło wydawać, ale z drugiej – że oczekiwania na lipiec winny być jeszcze wyższe niż były.
No i cóż – rynek się nieco zdezorientował. Na początku zeszliśmy bardzo nisko – z okolic 1,0920 do 1,0860. Czyli to dolar zyskał. Ale po 19:00 mamy kurs 1,0960, tj. naruszanie trendu spadkowego biegnącego od 18 czerwca – czyli jednak triumfuje strona kontrująca dolara. Sądzimy, że tak naprawdę gracze nie są jeszcze do końca zdecydowani. Dane nie były zapewne tak tragiczne, jak możliwość, o której mówił Lockhart (że tylko naprawdę odmienne wyniki skłonią go do zmiany zdania), ale też nie były rewelacyjne. Sceptycy lubujący się w odrobinie teorii spiskowej powiedzą jednak, że Fed o niczym innym nie marzy, jak tylko o luźnej polityce i pompowaniu pieniądza w gospodarkę, a zwłaszcza w amerykańskie giełdy – i że dzisiejsze dane będą dobrym pretekstem, by podwyżki odłożyć ad calendas graecas. To może przesada, ale niewykluczone, że faktycznie trzeba będzie myśleć nie o wrześniu, a o grudniu.
Warto jednak wiedzieć, że już w poniedziałek po południu wypowie się nie kto inny, jak Lockhart – i stąd wypada śledzić jego ocenę tego, co się wydarzyło. Nawet jeśli na EUR/USD trudno jeszcze mówić o schodzeniu w stronę 1,08 – a dzisiejszy wieczór wręcz mocno zakłóca taką wizję – to jednak nie oznacza to, że nagle pojawi się totalny trend wzrostowy, nabijający wartość euro. Mocnym oporem mogą być okolice 1,1120. Dodajmy jeszcze, że w środę 13 sierpnia wypowie się szef Fed z Nowego Jorku – William Dudley.
Co do Grecji, to temat na razie przebiega gdzieś w tle. Pojawił się akcent pesymistyczny – publikacja "Bildu", tj. przecież z niemieckich sfer rządowych, które miałyby jakoby powątpiewać w zakończenie negocjacji z Grecją przed 20 sierpnia. Ale pojawił się też akcent optymistyczny (później) – tj. wystąpienia Ciprasa i Hollande'a, według których w sierpniu spokojnie uda się dograć rozmowy.
Tomasz Witczak
FMC Management