Krach giełdowy w Chinach pokazał swe najgorsze oblicze. Inwestorzy giełdowi liczą straty a rząd nie wiele może wskórać wobec potężnych sił rynkowych. Zadowoleni mogą być ci, którzy zainwestowali w złoto.
W okresie światowego krzyzysu, który uderzył w 2008 roku, chińska gospodarka okazała się być nadzwyczaj silna. Na przekór światowemu kryzysowi w 2009 roku Produkt Krajowy Brutto Państwa Środka wzrósł o 8,7%. To świetny wynik w tamtych czasach. Na Zachodzie natomiast załamał się rynek nieruchomości. A Chiny ogarnął szał budowlany – mieszkania były rozchwytywane szczególnie przez przedstawicieli klas wyższych i średnich, głównie z przeznaczeniem na zarabianie a także inwestycję kapitałową. Nie zwracano uwagi na dynamiczny wzrost cen nieruchomości licząc, że przyniosą one dochody pozwalające spłacić kredyty. W ten sposób wyrosła potężna bańka spekulacyjna. Niestety większość tych apartamentów nie została wynajęta, ponieważ ich właścicielom nie udało się znaleźć najemców, którzy mogliby sprostać płaceniu czynszu. Szacuje się, że w Chinach jest wolnych 52 miliony mieszkań, a 90% z nich zostało nabytych wyłącznie w celach inwestycyjnych.
Niedoszłym rentierom pozostały do spłaty kredyty hipoteczne a ceny niezamieszkałych lokali zaczęły spadać. W tej sytuacji chińskie władze postanowiły wykreować kolejną bańkę, tak aby ludzie mieli dalej wrażenie, że kraj kwitnie a oni stają się coraz bogatsi. Jeżeli przeciętny obywatel nie może sobie pozwolić na zakup mieszkania czy domu, to dlaczego nie stworzyć mu wrażenia wzrostu bogactwa doprowadzając do hossy na giełdzie?
Domy maklerskie uruchomiły na wielką skalę sprzedaż akcji na kredyt. Wystarczał niewielki wkład początkowy aby kupić duży pakiet akcji. Ruszyło więc szaleństwo giełdowe a inwestorzy stali się dłużnikami instytucji finansowych. Taka strategia niesie wysokie ryzyko inwestycyjne. Przy tak kreowanym silnym popycie ceny akcji wzrastały nadzwyczaj szybko i nikt nie zastanawiał się, że poziom normalności został przekroczony. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku 40 instytucji kredytowych udzieliło pożyczek na zakup akcji w kwocie przekraczającej 7 mld juanów. Tylko od kwietnia do maja wolumen takich pożyczek wzrósł o 44%.
W przeciwieństwie do innych rynków akcji, na których przeważają gracze profesjonalni, w Chinach pieniądze lokalnych inwestorów indywidualnych stanowią 85% kapitalizacji giełdy. Udział inwestorów zagranicznych jest znikomy.
O wielkiej hossie i następującej po niej bessie świadczy np. Shanghai Composite Index, który rozpoczął ten rok od 3200 pkt a w czerwcu sięgnął poziomu 5000 pkt, o 150% wyżej niż rok wcześniej. Później podczas krachu spadł do 3800 pkt.
Rząd w Pekinie podjął rozpaczliwe próby ratowania giełdy poprzez obniżki stóp procentowych, cięcia rezerwy obowiązkowej a także namawianie funduszy do skupu akcji lub obniżki prowizji maklerskich. W krytycznym momencie zawieszono notowania 2 tysięcy spółek. Wprawdzie spadki zostały zahamowane ale inwestorzy pozostali ze stratami i niespłaconymi pożyczkami na zakup akcji.
Na początku czerwca wskaźnik odzwierciedlający cenę akcji do zysku netto P/E wzrósł do poziomu 100, a po spadkach notowań akcji znalazł się na poziomie 57. Jest to w dalszym ciągu wysoko i świadczy o przegrzaniu rynku, stąd niewykluczona jest dalsza korekta. Dla porównania dla amerykańskiego indeksu S&P500 wskaźnik P/E wynosi około 20.
W wyniku przeceny akcji, kiedy wyparowało 3,2 bln dolarów, sprzedaż samochodów w Chinach spadła w ciągu miesiąca o 3,2%. Jest to taki pierwszy spadek od ponad 2 lat.
Należy też wspomnieć o mądrych posunięciach chińskiego rządu, który zachęcał ludność do lokowania oszczędności w złocie. Całkowity popyt konsumpcyjny obejmujący zakupy złota w postaci biżuterii oraz sztabek i monet wyniósł w ubiegłym roku 974 tony. Po wybuchu krachu giełdowego w czerwcu br. Chińczycy przestali wierzyć w wieczny wzrost notowań papierów wartościowych i ruszyli po zakupy złota. Potwierdzają to informacje ze sklepów sprzedających złote sztabki i monety, które odnotowały znaczący wzrost obrotów.