Bez względu na wydarzenia polityczne, nasza
gospodarka idzie swoją drogą. Pomimo, że daleko nam do stanu idealnego a powodów do
narzekania wiele, w wielu obszarach gospodarki i życia społecznego
sprawy
idą całkiem w dobrym kierunku.
Dowodem tego są całkiem
niezłe wyniki ekonomiczne, także te, które dziś opublikował GUS. I tak, sprzedaż
detaliczna wzrosła w maju o 3,1 proc. natomiast w ciągu 12 miesięcy 4,3 proc.
Poprawie uległa również sytuacja na rynku pracy – stopa bezrobocia spadła z 12,3
proc. w kwietniu do 11,9 proc. w minionym, wyjątkowo trudnym miesiącu.
Walka polityczna, powódź, tragedia z 10 kwietnia nie miały jednak znaczącego wpływu na realną gospodarkę. Teraz od wyniku wyborów w pewnym stopniu może zależeć nie tylko stabilizacja polityczna lecz również nasz rozwój ekonomiczny.
Rozsądek i nie uleganie iluzjom, mogą zapobiec sytuacji, jaka ma miejsce na południu Europy. Fala niepokojów społecznych, która przetoczyła się w ostatnich dniach przez Grecję spowodowała wzrost obaw na rynkach finansowych, czego dowodem jest awersja do greckiego długu, skutkująca drastycznym powiększeniem spreadu między rentownościami greckich i niemieckich obligacji. Rentowność 10-letnich „bundów” spadła wczoraj do 2,65 proc., z kolei greckie obligacje potaniały, w wyniku czego ich rentowność skoczyła powyżej 10 proc. Wspomniany tu spread przekroczył 800 punktów bazowych. Jak widać z danych makroekonomicznych, są jeszcze na naszym Kontynencie lokomotywy, które podciągają w górę wskaźniki, czego przykładem jest wzrost o 22,1 proc. (rok do roku) nowych zamówień dla przemysłu Eurolandu w maju.
Nie najlepsze wieści nadeszły wczoraj z amerykańskiego rynku nieruchomości, gdzie w ubiegłym miesiącu sprzedano tylko 300 tys. nowych domów, wobec oczekiwań na poziomie 431 tys. Z kolei wartość zamówień na dobra trwałego użytku była o 1,1 proc. niższa niż w kwietniu. Niepewność na rynkach finansowych przekładała się ostatnio na rynek złota, które 21 czerwca osiągnęło nominalnie historyczny rekord 1264,20 dolarów za uncję. Coraz częściej mówi się o zakusach banków centralnych, które oficjalnie lub nieoficjalnie wprowadzają do swoich rezerw złote sztabki. Największy fundusz typu ETF – SPDR Gold Trust kupił ostatnio 5,2 tony złota i jego stan posiadania przekroczył 1313 ton. Z kolei Arabia Saudyjska podwoiła ostatnio rezerwy złota – z czerwcowego raportu World Gold Council wynika, że Saudi Arabian Monetary Agency posiada 322,9 tony złota, natomiast w marcu było 143 tony.
Wzrost popytu ze strony banków centralnych oraz inwestycje wywierają silną presję na ceny złota. Zatem osiągnięcie poziomu notowań 1300 dolarów za uncję może być już tylko kwestią najbliższych miesięcy lub tygodni. Analitycy banku inwestycyjnego Merrill Lynch spodziewają się, że na koniec przyszłego roku złoto będzie kosztować 1500 dolarów.
Walka polityczna, powódź, tragedia z 10 kwietnia nie miały jednak znaczącego wpływu na realną gospodarkę. Teraz od wyniku wyborów w pewnym stopniu może zależeć nie tylko stabilizacja polityczna lecz również nasz rozwój ekonomiczny.
Rozsądek i nie uleganie iluzjom, mogą zapobiec sytuacji, jaka ma miejsce na południu Europy. Fala niepokojów społecznych, która przetoczyła się w ostatnich dniach przez Grecję spowodowała wzrost obaw na rynkach finansowych, czego dowodem jest awersja do greckiego długu, skutkująca drastycznym powiększeniem spreadu między rentownościami greckich i niemieckich obligacji. Rentowność 10-letnich „bundów” spadła wczoraj do 2,65 proc., z kolei greckie obligacje potaniały, w wyniku czego ich rentowność skoczyła powyżej 10 proc. Wspomniany tu spread przekroczył 800 punktów bazowych. Jak widać z danych makroekonomicznych, są jeszcze na naszym Kontynencie lokomotywy, które podciągają w górę wskaźniki, czego przykładem jest wzrost o 22,1 proc. (rok do roku) nowych zamówień dla przemysłu Eurolandu w maju.
Nie najlepsze wieści nadeszły wczoraj z amerykańskiego rynku nieruchomości, gdzie w ubiegłym miesiącu sprzedano tylko 300 tys. nowych domów, wobec oczekiwań na poziomie 431 tys. Z kolei wartość zamówień na dobra trwałego użytku była o 1,1 proc. niższa niż w kwietniu. Niepewność na rynkach finansowych przekładała się ostatnio na rynek złota, które 21 czerwca osiągnęło nominalnie historyczny rekord 1264,20 dolarów za uncję. Coraz częściej mówi się o zakusach banków centralnych, które oficjalnie lub nieoficjalnie wprowadzają do swoich rezerw złote sztabki. Największy fundusz typu ETF – SPDR Gold Trust kupił ostatnio 5,2 tony złota i jego stan posiadania przekroczył 1313 ton. Z kolei Arabia Saudyjska podwoiła ostatnio rezerwy złota – z czerwcowego raportu World Gold Council wynika, że Saudi Arabian Monetary Agency posiada 322,9 tony złota, natomiast w marcu było 143 tony.
Wzrost popytu ze strony banków centralnych oraz inwestycje wywierają silną presję na ceny złota. Zatem osiągnięcie poziomu notowań 1300 dolarów za uncję może być już tylko kwestią najbliższych miesięcy lub tygodni. Analitycy banku inwestycyjnego Merrill Lynch spodziewają się, że na koniec przyszłego roku złoto będzie kosztować 1500 dolarów.