Oszustwa na rynku forex

Międzynarodowy charakter rynku forex, brak jednolitego nadzoru nad dokonywanymi na nim transakcjami oraz względna łatwość wejścia na elektroniczne platformy transakcyjne spowodowały, że rynek walutowy forex stał się wyjątkowo wdzięcznym obiektem zainteresowania dla różnego autoramentu oszustów i nieprofesjonalnych doradców w dziedzinie inwestycji walutowych.

Złe skojarzenia

Jednocześnie statystyczny internauta - któremu Wachovia kojarzy się głównie z Mieczysławem Wachowskim, a Oandę z trudem odróżnia od Ruandy - wykazuje się zazwyczaj dużą podatnością na manipulację odnośnie forexowych inwestycji.
Efektem zderzenia niewiedzy niektórych internautów z prostotą podjęcia działalności na rynku wymiany walutowej jest mnogość nierzetelnych programów inwestycyjnych, czasami dorównujących swoim tupetem tzw. nigerian scam, które jest znane wszystkim użytkownikom poczty elektronicznej ("Drogi Panie, reprezentuję Nigerian Company i chciałbym przekazać Panu cztery miliony dolarów, ale najpierw to Pan musi przelać na moje prywatne konto nie mniej niż...").
Choć oszustwa istnieją, to naszym celem nie jest wywoływanie atmosfery nieufności wokół forexowych inwestycji, ale wskazanie kilku prostych metod, jakich można użyć do odróżnienia rzetelnych ofert od biznesowych nadużyć. Warto pamiętać, że sklasyfikowane przez nas rodzaje oszustw mają uniwersalny charakter i równie często możemy zetknąć się z nimi także na rynku akcji, obligacji albo inwestycji alternatywnych.

HYIP-er naciągacze

Termin "HYIP" to skrót od zwrotu "High-Yield Investment Program", który stał się synonimem podejrzanych programów inwestycyjnych na długo zanim nierzetelni doradcy inwestycyjni uzyskali dostęp do Forexu i Internetu. W klasycznej postaci był to rodzaj przestępstwa gospodarczego charakterystycznego dla Stanów Zjednoczonych, polegający na oferowaniu uczestnikom programu rzekomego dostępu do wyjątkowo korzystnych transakcji, jakie mają odbywać się na elitarnym rynku międzybankowym.

Schematy tego rodzaju były zazwyczaj prezentowane jako cykle operacji finansowych oparte na całkowicie bezpiecznych papierach wartościowych, gwarantowanych przez wiodące instytucje bankowe ma świecie, stąd też oszustwa tego rodzaju znane są również pod nazwą "prime bank fraud". Często organizatorzy tych "prime bank frauds" sugerują, że dzięki dostępowi do rynku międzybankowego kupują wybrane instrumenty finansowe z ogromnym upustem, a następnie sprzedają je w obrocie wtórnym po znacznie wyższych stawkach. Po więcej informacji na temat tego rodzaju oszustw odsyłamy do publikacji "Prime Bank/High Yield Investment Schemes" dostępnej w Internecie, na łamach "The United States Attorneys' Bulletin".

W ostatnich latach rynek HYIP został zdominowany przez nowy typ oszustwa, polegającego na zakładaniu anonimowych stron internetowych, których twórcy przestawiają się jako utalentowani specjaliści z zakresu nieszablonowych technik inwestycyjnych na rynku Forex albo akcji, proponujący niezwykle korzystne warunki zarządzania kapitałem. Typowy HYIP wymaga wpłat nie przekraczających kilku dolarów, obiecując jednocześnie stopy zwrotu rzędu kilka procent dziennie, które ma wypracowywać przy użyciu bardzo zaawansowanych instrumentów finansowych. Ponieważ twórcy programów HYIP nie oczekują od swoich klientów zbyt wiele, a obiecują im w zamian bardzo dużo, programy tego rodzaju biją wszelkie rekordy popularności. Trudno dokładnie określić globalną skalę tego zjawiska, ale warto zauważyć, że wyszukiwarka Google deklaruje dla słowa "HYIP" ok. 3.140.000 rezultatów wyszukiwania, MSN - 134.440, a Yahoo! - ok. 1.400.000.

Co prawda żaden rasowy inwestor forexowy nie pozwoli naciągnąć się na szytą grubymi nićmi ofertę programów HYIP, tym niemniej mają one całkiem liczną klientelę wśród śniących o finansowym sukcesie żółtodziobów. Częstokroć przedsięwzięciu typu HYIP powagi dodaje bardzo profesjonalnie wykonana oprawa graficzna strony WWW, która przedstawia fotografie znanych centrów finansowych albo zdjęcia osób, które odbywają biznesową naradę w luksusowej sali konferencyjnej. Niestety rzadko kiedy odbiorca zdaje sobie sprawę z faktu, że fotografowane gmachy nie mają nic wspólnego z siedzibą HYIP, a zdjęcia z biznesowych konferencji to zazwyczaj darmowe kreacje reklamowe z udziałem profesjonalnych modeli. W budowaniu wiarygodnego wizerunku programów inwestycyjnych HYIP pomaga zazwyczaj również odpowiednio sformułowana oferta, która z pietyzmem wylicza wysokość opłat w przypadku wpłat od "inwestorów instytucjonalnych" albo "powyżej pół miliona". Choć w rzeczywistości programy HYIP nie mogą liczyć ani na "inwestorów instytucjonalnych", ani na wpłaty "powyżej pół miliona", to sposób opisania ich w cenniku sugeruje, że jedno i drugie jest dla osób zarządzających programem HYIP chlebem powszednim.

Najważniejszą bronią w arsenale twórców programów HYIP są szerokie, międzynarodowe sieci osób rekomendujących ich usługi (tzw. referale), przy czym twórcy programów HYIP dzielą się zyskami z administratorami, którzy rekomendują ich usługi na swoich stronach WWW. Często uczestnicy takich sieci referencyjnych nie do końca rozumieją, że biorą udział w oszustwie, więc wkładają wiele wysiłku w reklamowanie udziału w programach HYIP swoim znajomym. W ustach ludzi, którym na co dzień ufamy, opowieści o możliwych do osiągnięcia zyskach zaczynają nagle brzmieć całkiem wiarygodnie, a ponieważ w systemy płatnych referencji angażują się osoby z całego świata, stwarza to również pozór dużej liczby niezależnych od siebie Ąródeł informacji na temat wiarygodności programu inwestycyjnego.

A jaka jest rzeczywistość działania programów HYIP? Najczęściej ich twórcy ograniczają się do zebrania niewielkiej sumy pieniędzy, a następnie likwidują dotychczasową stronę internetową, by założyć kolejną, pod nową nazwą. Inni starają się działać bardziej długofalowo, przyjmując model piramidy finansowej, która finansuje pierwsze wypłaty z wpłat kolejnych członków. Gwarantuje to powstanie grona usatysfakcjonowanych klientów, wspomagających dalszy rozwój biznesu. W zasadzie natomiast nie obserwuje się programów HYIP, które prowadziłyby realną działalność inwestycyjną na rynku wymiany walutowej albo gdziekolwiek indziej.

przeciętny HYIP zarabia zapewne nie więcej niż kilka tysięcy dolarów zanim gwałtownie kończy swój żywot, by ponownie pojawić się pod inną nazwą - tym niemniej zdarzają się też oszustwa na dużo większą skalę. Przykładowo, według amerykańskiej Securities and Exchange Commission, która wszczęła postępowanie przeciw jednemu z programów HYIP o nazwie Capital Enhancement Club, podejrzani David Tanner, Rocky D. Spencer oraz Richard P. Kringen w ciągu sześciu miesięcy zdołali zebrać od inwestorów piętnaście milionów dolarów w celu prowadzenia "transakcji na rynkach międzynarodowych", za które obiecywali stopę zwrotu rzędu 7-11 % miesięcznie.

Jak rozpoznać oszustwa typu HYIP?

1. Pierwsza porada jest co prawda banalna, ale za to skuteczna: programy HYIP najłatwiej rozpoznać po nazwie. Na skutek pewnej opieszałości organów nadzoru w ostrzeganiu przed programami HYIP, termin ten wciąż nie budzi u internautów negatywnych odczuć, a dzięki systemom referali jest doskonale wypromowanym brandem handlowym. Dlatego przecięty HYIP otwarcie prezentuje się jako High-Yield Investment Program. Tymczasem od wielu lat nazwy tej unikają renomowane instytucje finansowe ze względu na skojarzenia, jakie budzi ona z dobrze znanymi "prime bank frauds" z końca ubiegłego wieku. Oczywiście nie można całkowicie wykluczyć istnienia wyjątków, tym niemniej nasza robocza hipoteza brzmi: "program inwestycyjny z HYIP w nazwie = oszustwo".

2. Zazwyczaj program HYIP nie podaje swojej siedziby, formy prawnej, ani nazwisk osób zarządzających. Jeśli ktoś proponuje nam zarządzanie środkami, ale nie oferuje wiarygodnych danych teleadresowych, nie zasługuje na najmniejsze zaufanie.

3. Programy HYIP składają obietnice całkowicie nierealnych stóp zwrotu i nie żądają opłat za zarządzanie. Standard stanowią zyski przekraczające sto procent rocznie, przy czym rekordziści obiecują schematy wypłat w stylu "5.500 % za trzy dni" albo "57.000 % za tysiąc dni roboczych". Jeśli ktoś obiecuje Ci znacznie więcej niż wynosi rynkowy standard i nie żąda w zamian nic szczególnego, traktuj jego ofertę z dystansem.

"Boiler Rooms", czyli "kotłownie"

Podobnie jak programy HYIP jest to typ oszustw charakterystycznych zarówno dla Forexu, jak również dla rynków akcji i derywatów. Jednakże, w przeciwieństwie do programów HYIP dla "boiler room" pracują profesjonalni sprzedawcy, którzy dzwonią do upatrzonych osób i kreując atmosferę sensacyjnej okazji zachęcają do zakupu instrumentów finansowych znajdujących się w ich ofercie. Zazwyczaj po nabyciu wybranego instrumentu, kontakt z "boiler room" staje się niemożliwy albo co najmniej bardzo utrudniony.

Na pierwszy rzut oka "boiler room" sprawia wrażenie renomowanej firmy maklerskiej. Na profesjonalne wrażenie składa się zarówno rozległa wiedza sprzedawcy na temat rynku finansowego, jak również fachowo brzmiąca nazwa firmy (najlepiej coś w stylu "financial corporation" - klient nie musi wiedzieć, że tego rodzaju "financial corporation" można założyć równie łatwo, co kupić hot doga w budce za rogiem). Kluczem do sukcesu jest umiejętne kreowanie gorącej atmosfery wokół wybranych instrumentów finansowych - od tego podgrzewania atmosfery pochodzi właśnie nazwa "boiler room", czyli "kotłownia". Kilka lat temu spopularyzował ją film "Boiler Room" (2000) w reżyserii Bena Youngera (w Polsce dystrybuowany pod tytułem "Ryzyko"), który celnie oddawał atmosferę fikcyjnej firmy tego rodzaju o nazwie JT Marlin.

Klasyczny przykład oszustwa typu "boiler room" stanowi np. sprawa spółki First Access Financial LLC ze Stanów Zjednoczonych, która przy użyciu marketingu telefonicznego, strony internetowej oraz spotów reklamowych w lokalnym radiu i telewizji promowała swoje usługi inwestycyjne na rynku Forex. Według szacunków Securities and Exchange Commission, zanim aktywa spółki oraz jej twórców zostały zamrożone, zebrali oni 243 tys. dolarów od piętnastu inwestorów z siedmiu różnych stanów oraz dwóch innych państw. Działania twórców First Access Financial, Thomasa H. Keesee oraz Eduardo Lautieri, były symptomatyczne dla wszystkich nadużyć tego rodzaju: nie dysponując żadną infrastrukturą do prawidłowego inwestowania środków na rynku Forex, zapewniali o tym, że posiadają własną "Currency Management Team", która od pięciu lat przynosi zyski rzędu sto procent i na czele której stoi "a world-renowned institutional money manager", który w dodatku jest uważany za "Top 10 certified and rated trader" (niestety nie precyzowali, kto nadał mu ten tytuł).

W tym wypadku reakcja organów nadzoru była bardzo sprawna, ale szybkość ta wynikała głównie z faktu, że oszuści podjęli działalność tuż pod bokiem Securities and Exchange Commission, w Fort Lauderdale na Florydzie. Tymczasem większość podobnych "brokerów" oferuje swoje usługi w innych jurysdykcjach niż ich siedziba, szczególnie często posługując się adresami w centrach finansowych Dalekiego Wschodu. Przykładowo, w ocenie Securities and Futures Commission z Hong Kongu do typowych "boiler rooms" należy np. spółka Bentley International Management Ltd z siedzibą w Hong Kongu, przed którą ostrzeżenie publiczne wydała również polska Komisja Nadzoru Finansowego. Spółkę Bentley wzmiankuje w podobnym kontekście również holenderski Autoriteit Financiële Markten.

"Boiler rooms" organizują profesjonaliści i dlatego ich sposób działania jest mniej schematyczny niż programów HYIP, a przy tym ewoluuje wraz z rynkowymi trendami. Dlatego, gdy modne stało się finansowanie startupów dla drobnych przedsiębiorstw przez niezależnych inwestorów (nieskromnie reklamujących się jako "aniołowie biznesu"), natychmiast na rynku tym pojawiły się "kotłownie". W 2005 r. brytyjski Financial Services Authority ostrzegał, że przedstawiciele takich nieuczciwych brokerów zajmują się pośrednictwem w pozyskiwaniu inwestorów kapitałowych, a następnie znikają ze środkami uzyskanymi w celu opłacenia podwyższonego kapitału (więcej można przeczytać w publikacji "FSA warns of new boiler room threat"). Natomiast obecnie należy się spodziewać ich aktywności na rynku spekulacji metalami oraz derywatami opartymi na cenach surowców i metali z uwagi na surowcową bańkę spekulacyjną, która ogarnęła rynki światowe. Zresztą, tego rodzaju surowcowe "kotłownie" istnieją już od lat, o czym świadczy sprawa Amitex Investment Services Ltd., która doprowadziła do poszkodowania tysiąca inwestorów ze Stanów Zjednoczonych, lokujących środki w programach opartych na rzekomym zakupywaniu złota, srebra, miedzi oraz oleju opałowego, dopóki działalność Amitexu nie została przerwana przez organa ścigania w 2003 r. (więcej na ten temat można przeczytać na stronie amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości oraz w serwisie "Bahamas News").

Jak rozpoznać "boiler room"?

Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że z "boiler room" związany jest makler / broker, który kontaktuje się za pomocą poczty elektronicznej, telefonu bądĄ faksu z osobą, która nigdy wcześniej nie utrzymywała z kontaktów z jego firmą, a w kraju, gdzie mieszka osoba, której chce sprzedać instrumenty finansowe jego firma nie posiada oddziału albo przedstawicielstwa, ani nie uzgodniła podjęcia działalności maklerskiej z miejscowymi organami nadzoru w formie przewidzianej przez lokalne prawo (notyfikacja, zezwolenie, itd.).

Internetowe manipulacje instrumentami finansowymi

Jeszcze niedawno przestępstwa w stylu "boiler room" były charakterystyczne głównie dla państw, gdzie tego rodzaju marketing telefoniczny (tzw. cold calls) jest dozwolony przez prawo i często stosowany na rynku maklerskim. Jednakże wraz z rozwojem Internetu marketing telefoniczny znalazł przedłużenie w masowym rozsyłaniu spamu oraz ofertach za pomocą stron internetowych, często intensywnie reklamowanych za pomocą linków sponsorowanych. Któż z nas nie zaufa listowi elektronicznemu od renomowanej "financial corporation" ze Stanów Zjednoczonych? Sam niedawno otrzymałem taką wiadomość, zachęcającą mnie do nabycia akcji Koko Petroleum, co jest o tyle ciekawe, że sama spółka od wielu miesięcy odcina się od autora tych wiadomości (o czym poinformowała w specjalnym komunikacie prasowym).

Warto zauważyć, że pogłoski internetowe są dużo bardziej charakterystyczne dla rynku akcji niż walut: ich ulubionym obiektem są akcje spółek o niskiej kapitalizacji i niewielkiej płynności, ponieważ ich kursem można manipulować za pomocą odpowiedniej liczby elektronicznych wiadomości. Inna jest też struktura zysków wirtualnych "kotłowni": ich telefoniczne odpowiedniki zakładają maklerzy zarabiający na prowizjach od absurdalnych transakcji, natomiast w Internecie działają raczej zazwyczaj inwestorzy, którzy kupują pakiety śmieciowych akcji albo kontraktów, a następnie usiłują je sprzedać z zyskiem, podbijając ich kurs odpowiednimi plotkami.

Jednym z pierwszych opisanych przypadków działań tego rodzaju była akcja mailingowa 24-letniego obywatela Australii, George Hourmouzisa, który wysłał w świat cztery miliony e-maili z wiadomością, że wartość akcji spółki Rentech wzrośnie w najbliższym czasie z ok. 33 centów do więcej niż trzech dolarów. Po przesłaniu tej wiadomości cena akcji się podwoiła, a wzrost obrotów osiągnął 1.600 %. Pomysłowy Australijczyk miał jednak pecha - obrót akcjami Rentechu został zawieszony, a on sam dostał wyrok dwóch lat więzienia. Kolejny oszust tego rodzaju, Jeremy Jaynes wysyłał dziennie 10 milionów e-maili, doradzających m.in. inwestycje w akcje śmieciowe. Co prawda Jaynes zyskiwał tylko jednego klienta na 30 tys. wysłanych e-maili, ale i tak dawało mu to miesięczny utarg w granicach 400 do 750 tys. dolarów (więcej na jego temat pisał magazyn CEO w artykule "Superłowca idiotów").

Inny przedmiot działalności wirtualnych "kotłowni" stanowią programy komputerowe z systemami transakcyjnymi, które służą do automatycznego zarządzania pozycjami. W rzeczywistości są one równie ścisłe, jak programy do obliczania biorytmów, które pamiętam jeszcze z czasów, gdy na rynku komputerów królowały stare Atari. Wystarczy zacząć czytać renomowane prognozy walutowe z tygodniowym opóĄnieniem, aby stwierdzić, że nawet umiejętności prawdziwych wirtuozów analizy technicznej przynoszą ograniczone rezultaty. W dużo większym stopniu dotyczy to szablonowych "systemów", których twórcy obiecują podwojenie kapitału w kilku posunięciach !

Jak rozpoznać internetową manipulację instrumentem finansowym?

1. W żadnym cywilizowanym państwie legalnie działający makler nie oferuje swoich usług rozsyłając spam z sensacyjnymi nagłówkami w stylu "This st0ck is rea4y to ro11!" (ta błędna pisownia ma na celu zmylenie filtrów antyspamowych).

2. Nie ma sensu analizować wiadomości na grupach dyskusyjnych w stylu "dostałem poufną wiadomość, że zagraniczni wychodzą z GPW, więc złotówka będzie spadać" albo "mam pewne info, że Karkosik będzie wchodził w spółkę... ". Jak to ładnie ujął mistrz Lao-tsy: "Ci, którzy wiedzą, nie mówią - ci, którzy mówią, nie wiedzą".

Podsumowanie

Zazwyczaj drobny inwestor nie posiada dogłębnej wiedzy na temat rynku wymiany walutowej, stąd jego strategia inwestycyjna opiera się na nieporadnych próbach prowadzenia analizy fundamentalnej ("dolar spadnie, bo Chińczyki trzymają się mocno"), albo staje się całkowicie zależny od analizy technicznej, z napięciem śledząc przebiegi niezrozumiałych dla profanów szlaczków zwanych wstęgami Bollingera oraz oscylatorami stochastycznymi. Takie osoby - o wyobraĄni rozpalonej lekturą not biograficznych George Sorosa i Warrena Buffeta - łatwo angażują się w poszukiwanie prawdziwego ¦więtego Graala rynków finansowych w postaci uczciwego programu HYIP, genialnej inwestycji rekomendowanej przez doradców z "kotłowni" albo stuprocentowo skutecznego systemu transakcyjnego. Aby uniknąć ich losu, przed podjęciem jakichkolwiek decyzji inwestycyjnych warto jest przedsięwziąć kilka prostych działań:

1. Zanim zaczniesz korzystać z usług maklera, ustal w jakiej jurysdykcji uzyskał swoją licencję i czy organa nadzoru w tej jurysdykcji nie wnoszą zastrzeżeń do jego działalności. Wbrew pozorom, przy użyciu Internetu jest to bardzo łatwe zadanie. Sprawdź również, czy organizacje ponadnarodowe nie wnoszą globalnych zastrzeżeń do sposobu pracy maklerów w tej jurysdykcji. Poza wyjątkowymi, dobrze udokumentowanymi wypadkami nie wierz w wyjaśnienia w stylu "organy nadzoru uwzięły się na mnie" albo "ci zawistni biurokraci zazdroszczą mi sukcesu";

2. Poszukaj wiadomości na temat maklera z którym chcesz współpracować w miejscach, gdzie często pojawiają się informacje o oszustach oraz legalnych uczestnikach rynku. Należą do nich m.in. National Futures Association (prowadzi bazę o nazwie Background Affiliation Status Information Center) oraz Commodity Futures Trading Commission. Warto również sprawdzić zawartość serwisu prowadzonego przez U.S. Securities and Exchange Commission, w tym bazę EDGAR. Nie mniej istotne źródło informacji stanowią zaangażowani amatorzy, którzy często sami kiedyś się sparzyli na nierzetelnych doradcach inwestycyjnych albo prywatne instytucje, które zarabiają dostarczając podobnych informacji. Dlatego warto zajrzeć do serwisu Offshore Business, prowadzonego przez KYC News Inc., w tym na jego forum dyskusyjne. Można również sprawdzić serwis amatorski w formie i profesjonalny w treści serwis Quatloos! prowadzony przez Financial & Tax Fraud Associates oraz forum dyskusyjne Alabama Against Fraud. Długą listę fałszywych programów HYIP zawiera serwis HYIP Monitor, aczkolwiek jego twórcy są wyznawcami mitu istnienia "prawdziwych" programów inwestycyjnych HYIP. Natomiast obszerne zestawienie typowych oszustw związanych ze spamem na temat akcji śmieciowych można znaleĄć na stronie dr. Roberta J. O'Hara;

3. Zachowaj czujność wobec maklerów, którzy jednoznacznie rekomendują bardzo wysokie lewarowanie transakcji albo inne ryzykowne strategie inwestycyjne. Solidna firma maklerska stara się bezpiecznie zarządzać swoim ryzykiem związanym z poradami udzielanymi klientom i z tej przyczyny trudno uzyskać od niej opinie o bardzo kategorycznym charakterze. Profesjonalistę rozpoznaje się po tym, że niczym grecka Pytia głosi komentarze w stylu "nie można wykluczyć, że akcje będą spadać, ale istnieją również pewne sygnały, że mogą wzrastać, więc zalecamy, aby nie ulegać emocjom i uważnie śledzić sytuację na rynku". Może to niekiedy irytować klientów, ale zarazem jest całkowicie zrozumiałe w przypadku maklera, który jest nastawiony na długofalowe budowanie swojej marki. Dlatego makler, który w sposób kategoryczny i jednoznaczny zaleca nam przyjęcie bardzo ryzykownej strategii inwestycyjnej często okazuje się żółtodziobem albo oszustem;

4. Zawsze bądź sceptyczny wobec maklerów, którzy obiecują wielkie zyski, ale nie potrafią przedstawić wiarygodnego wyjaśnienia, w jaki sposób zamierzają je wypracować.