Strefa euro
znalazła się w kryzysie. Coraz to nowe pomysły na jego rozwiązanie wyrastają niczym
grzyby po deszczu. Zastanówmy się nad najważniejszymi z nich i
sprawdźmy, czy którykolwiek ma zarówno teoretyczne jak i polityczne
szanse na uzdrowienie Eurolandu.
Na koniec lipca br. według EBC dług rządów krajów unii monetarnej
wyniósł 6062 miliardy euro. Za 46% tej sumy odpowiadają kraje, których
wypłacalność albo poddawana jest w przez rynki w wątpliwość (Włochy,
Belgia, Hiszpania), albo już uznawana jest za bardzo mało prawdopodobną
(Portugalia, Irlandia) lub wręcz całkowicie wykluczoną (Grecja). Oznacza
to, że obligacje opiewające na 2,8 biliona euro, które jeszcze dwa lata
temu uznawane były za całkowicie bezpieczne mają trudną do ustalenia
wartość.
Aktywa te rozrzucone są po bankach i przedsiębiorstwach w
całej Europie. Gwałtowna utrata ich wartości, gdyby któreś z
wymienionych państw nie było w stanie honorować swoich zobowiązań,
wywołałaby falę bankructw. Szczególnie groźne są one w przypadku banków,
gdyż oznaczają poważne utrudnienia w finansowaniu realnej gospodarki
oraz możliwość utraty części środków zgromadzonych na depozytach.
Ponadto wielu ekonomistów obawia się, że niewypłacalność jednych banków
przenosić się będzie na kolejne, grożąc paraliżem europejskiego systemu
bankowego. Jakie w takim razie zgłoszono pomysły, by nie dopuścić do
katastrofalnego scenariusza?
1. Cięcia wydatków i podwyżka podatków
Rozwiązanie, które w pierwszej chwili samo się nasuwa to
zmniejszenie lub nawet przejściowo całkowita likwidacja deficytów
budżetowych. Można tego dokonać poprzez ograniczenie wydatków bądź
podwyżkę podatków. Choć ostatecznie każde rozwiązanie problemu
nadmiernego zadłużenia inne niż bankructwo sprowadza się do zapanowania
nad deficytem, nie jest to proces łatwy ani przynoszący natychmiastowe
skutki. Po pierwsze bardzo trudno o polityczną zgodę na natychmiastowe
cięcia rzędu 10% PKB. Po drugie tak szeroko zakrojona operacja
zmieniająca nagle całą strukturę gospodarki przynosi znaczny spadek
dochodu, przez co jeszcze trudniej jest zrównoważyć budżet ze względu na
spadek wpływów podatkowych. Po trzecie żaden kraj nie jest w stanie tak
po prostu przestać pożyczać. Dostęp do rynku finansowego jest konieczny
nawet, jeśli nie zaciąga się nowego długu - wcześniejsze pożyczki muszą
zostać przedłużone, co w praktyce oznacza spłatę starych i zaciągnięcie
nowych zobowiązań. Samo zmniejszanie deficytu budżetowego może więc nie
wystarczyć, zwłaszcza, jeśli rynki nie uwierzą w ostateczne powodzenie
programu i nadal będą odmawiały współpracy z przeżywającym trudności
rządem.
2. Wykup obligacji zagrożonych krajów przez EBC
Innym pomysłem, który wprawdzie rzadko jest oficjalnie
zgłaszany, ale zawsze jawi się jako ostateczna możliwość jest
finansowanie potrzeb pożyczkowych przez Europejski Bank Centralny. Łatwo
można by w ten sposób kupić czas na konieczne dostosowania w budżecie.
Bank może wykreować dowolną ilość euro, nie ma więc problemu z
zapewnieniem finansowania. W razie zaś gdyby podstawienie finansowej
kroplówki nie pomogło i EBC stałby się posiadaczem bezwartościowych
obligacji, to trudno byłoby wskazać, kto konkretnie by stracił, gdyż
bank centralny nie może zbankrutować. Problem z takim rozwiązaniem
polega na tym, że jest niezgodne z prawem. Traktat lizboński wyraźnie
zabrania finansowania zadłużenia przez EBC. Taki zapis ma oczywisty
powód - używanie banku centralnego do finansowania deficytów
doprowadziłoby do inflacji i zrujnowałoby reputację wspólnej waluty jako
niezależnej od polityków jednostki pieniężnej.
3. Unia fiskalna
Kraje strefy euro mogłyby po prostu połączyć swoje budżety.
Łączne zadłużenie strefy euro na koniec bieżącego roku ma wynieść,
zgodnie z najnowszymi prognozami Komisji Europejskiej, 87,9% PKB. Z tej
perspektywy sytuacja finansów publicznych wygląda lepiej niż w Stanach
Zjednoczonych, gdzie dług na koniec roku sięgnie 100% PKB. Czemu więc
się na to nie zdecydować? Problem polega na tym, że kraje, które lepiej
zarządzały swoimi finansami nie chcą teraz składać się na pomoc dla
potencjalnych bankrutów. Warto zauważyć, że podział nie przebiega tu w
prostej linii bogaci-biedni. Irlandia i Belgia, które zaliczane są do
grupy krajów podwyższonego ryzyka, to jednocześnie najbogatsze państwa
UE.
4. Restrukturyzacja długu czyli bankructwo
Ogłoszenie częściowej niewypłacalności oraz restrukturyzacja
(obniżenie) zadłużenia to jeszcze inna i to wcale nie tylko teoretyczna
możliwość. Przez ostatnie dwieście lat częściej niż raz do roku
bankrutowało jakieś państwo. Zaletą takiego rozwiązania jest przerwanie
stanu niezdrowego napięcia na rynkach finansowych, co umożliwia szybki
powrót do normalności po ustaleniu wreszcie kogo i jakie dotknęły
straty. Wady tego rozwiązania są zasadniczo dwie. Po pierwsze
bankrutujący kraj pociąga za sobą swój system bankowy. Po drugie
niektóre kraje mają tak złą sytuacje budżetową (vide Grecja), że nie
byłyby w stanie zrównoważyć budżetu nawet, gdyby zwolnione zostały z
konieczności obsługiwania długu. Bankructwo zaś odcięłoby je od
możliwości pożyczania pieniędzy na rynku przez wiele lat.
5. Europejski Fundusz Stabilności Finansowej (EFSF)
W maju zeszłego roku kraje strefy euro zdecydowały o
utworzeniu specjalnego funduszu, który miałby służyć wsparciu finansów
państw, które straciły zaufanie rynków. W lipcu tego roku kwota, jaką
docelowo ma dysponować fundusz została zwiększona do 440 miliardów euro.
Jak EFSF miałby rozwiązać problem długu w strefie euro? Kraj, któremu
rynki finansowe nie chcą już dłużej pożyczać pieniędzy, uzyskałby
awaryjne finansowanie od funduszu, który dysponowałby środkami
pochodzącymi z emisji obligacji gwarantowanych przez pozostałe państwa
strefy euro. Dałoby to czas na przeprowadzenie odpowiednich reform tak,
by zagrożony kraj po kilku latach mógł już sam obsługiwać swój dług,
finansując się na rynku.
Choć pomysł wsparcia trudnego procesu
wyprowadzenia finansów publicznych na prostą wydaje się sensowny, cierpi
na kilka zasadniczych wad, które razem doprowadziły do tego, że rynki w
ostatnich tygodniach całkowicie straciły weń wiarę. Po pierwsze fundusz
dysponuje zbyt małą sumą. Nie starczyłaby nawet na sfinansowanie
potrzeb pożyczkowych wszystkich zagrożonych państw przez najbliższy rok.
Po drugie nie bardzo wiadomo, jak ją zwiększyć, ponieważ niejeden kraj,
który podniósłby swoje zaangażowanie w EFSF sam mógłby popaść w
kłopoty. Nawet nasz zachodni sąsiad mógłby poczuć się nieswojo, gdyby na
skutek podwojenia gwarancji dla funduszu jego dług wzrósł do poziomu
100% PKB. Po trzecie zagrożone kraje, mogą nie być w stanie oddać
pożyczek funduszowi, co grozi przekształceniem go w mechanizm
transferowy, na co nie godzą się kraje, które nie mają kłopotów
budżetowych.
6. Zamiana EFSF w bank
Najnowsza propozycja, która podobno lada dzień zostanie
oficjalnie przedstawiona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, dotyczy
przekształcenia funduszu stabilizacyjnego w bank. Pomysł polega na tym,
żeby zakupione obligacje krajów zagrożonych EFSF mógł zastawiać w banku
centralnym. Za pożyczone od EBC pieniądze mógłby wtedy kupować kolejne
papiery, znowu zastawiać je w banku i znowu ruszać na zakupy. Szacuje
się, że w ten sposób można by zwiększyć gotówkę, którą dysponuje fundusz
pomocowy do 2 bilionów euro. Niestety takie rozwiązanie także naraża
podatników strefy euro na straty, gdy któryś z przeżywających trudności
krajów zbankrutuje. Co gorsza niczym się w praktyce nie różni od wykupu
zagrożonych długów przez EBC i na pewno spotka się ze sprzeciwem krajów
optujących za silną walutą.
7. Dokapitalizowanie banków i restrukturyzacja
Pomysłem, który mógłby połączyć zalety części z wymienionych
jest szybka restrukturyzacja długu państw w najtrudniejszej sytuacji
finansowej (Grecji, Irlandii i Portugalii) połączona z podniesieniem
kapitałów banków tak, by były w stanie przetrwać nawet kolejne trzy
bankructwa. Wbrew pozorom takie rozwiązanie nie wymagałoby aż tak dużych
pieniędzy. Europejskie banki mają bowiem całkiem spore kapitały, a
łączny udział długu publicznego w ich aktywach nie przekracza kilkunastu
procent. Przykładowo francuskie banki mają około 500 miliardów euro, co
bez problemu wystarczy na pokrycie strat wynikłych z bankructwa Grecji,
Irlandii i Portugalii. Do dokapitalizowania europejskich banków tak, by
były w stanie wytrzymać nawet bankructwo Włoch wystarczy suma, którą w
tej chwili dysponuje EFSF. Bezpośrednie wsparcie banków nie jest jednak
popularne politycznie, gdyż obarczane są one winą za poprzedni kryzys,
przez co trudno byłoby wytłumaczyć takie posunięcie wyborcom. Nie
wiadomo też, w jakiej formie bankom miałby zostać dostarczony kapitał.
Niewykluczone, że w efekcie takiej operacji wiele banków, których akcje
stoją w tej chwili bardzo nisko, znalazłoby się pod kontrolą rządu, co
także niekoniecznie przyczyniłoby się do uzdrowienia sektora bankowego.
Jak widać, uzdrowienie strefy euro nie jest prostą sprawą. Stąd też i decyzje co do dalszych działań ciągle nie zostały jeszcze podjęte.
Bierze się to po części z próby poszukiwania rozwiązania, które
zadowoliłoby wszystkich tak, by nikt nie poniósł kosztów rozrzutnej
polityki rządów. A takiej niestety możliwości wyjścia z kryzysu na pewno
nie ma.