Końca problemów Grecji nie widać. Chociaż jest to już bankrut to kraje strefy euro podjęły kolejny heroiczny wysiłek aby ratować Helladę. Obawiam się, że skutki takiej pomocy będą nikłe i za rok problem znów zostanie obnażony.
Mijają już trzy tygodnie rynki finansowe przeżywają na nowo sprawy Grecji. Brak konsensusu w sprawie programu oszczędnościowego budzi niepokój inwestorów na rynkach kapitałowych i walutowych.
I na rozsądek nie należy
liczyć, bowiem trudno zrezygnować z nabytych uprawnień socjalnych, do których
człowiek latami się przyzwyczajał. Demonstrujący 60-letni krewcy emeryci na
ulicach Aten to osiągnięcie tamtejszego socjalistycznego systemu, nie obce
poniekąd w naszym kraju. Życie na kredyt, cudzy koszt, czy rachunek przyszłych
pokoleń to przyjemna alternatywa, aczkolwiek wynikająca z egoizmu. Nie należy
zapominać, że przyszłe pokolenia, które będą płacić rachunki to nasze dzieci i
wnuki. Ignorowanie problemu, czyli przysłowiowe „zamiatanie pod dywan”, to gra
na jedną lub dwie kadencje władz. W zakłopotanie może wprowadzić, kiedy ktoś
powie „sprawdzam” i zajrzy pod ów dywan.
Z solidarną pomocą Ojczyźnie Homera chcą pospieszyć kraje członkowskie strefy euro, szczególnie Niemcy i Francja. To chwalebne lecz w znacznej mierze stanowi efekt dbania o własne interesy. Deklarację pomocy w postaci gwarancji złożyła również Polska, co w obecnej sytuacji finansowej naszego kraju jest ryzykownym zagraniem. Oznacza to, że w skrajnym przypadku będziemy spłacać Niemcom lub Francuzom greckie długi. Ratowanie na siłę bankruta jest nieracjonalne i nie służy ani jemu samemu ani sprawie Unii. Nie byłby to pierwszy upadek - bankrutowało już wiele krajów, również 30 lat temu Polska i dziś mało kto o tym pamięta.
Nierozwiązane problemy Grecji przekładały się ostatnio na ocenę ryzyka inwestycyjnego na rynkach finansowych, co spowodowało perturbacje na rynku walutowym, w szczególności notowań euro. Przy okazji zyskiwał na wartości frank szwajcarski, który jest uważany w świecie finansów za oazę bezpieczeństwa, analogicznie jak złoto. Silny frank to wyższe raty kredytów zaciągniętych przez Polaków w tej walucie oraz kłopoty szwajcarskich eksporterów, którym coraz trudniej będzie konkurować, mając nawet w ręku atut szwajcarskiej jakości.
Od zgody narodowej Greków zależy, czy otrzymają oni pomoc, czy nie. Jak o nią trudno – wiemy sami. Lekcja, jaką życie dało "Ojczyźnie Homera" winna być przestrogą dla innych krajów, że „udawanie Greka” w sprawach ekonomii nikomu nie wychodzi na dobre.
Z solidarną pomocą Ojczyźnie Homera chcą pospieszyć kraje członkowskie strefy euro, szczególnie Niemcy i Francja. To chwalebne lecz w znacznej mierze stanowi efekt dbania o własne interesy. Deklarację pomocy w postaci gwarancji złożyła również Polska, co w obecnej sytuacji finansowej naszego kraju jest ryzykownym zagraniem. Oznacza to, że w skrajnym przypadku będziemy spłacać Niemcom lub Francuzom greckie długi. Ratowanie na siłę bankruta jest nieracjonalne i nie służy ani jemu samemu ani sprawie Unii. Nie byłby to pierwszy upadek - bankrutowało już wiele krajów, również 30 lat temu Polska i dziś mało kto o tym pamięta.
Nierozwiązane problemy Grecji przekładały się ostatnio na ocenę ryzyka inwestycyjnego na rynkach finansowych, co spowodowało perturbacje na rynku walutowym, w szczególności notowań euro. Przy okazji zyskiwał na wartości frank szwajcarski, który jest uważany w świecie finansów za oazę bezpieczeństwa, analogicznie jak złoto. Silny frank to wyższe raty kredytów zaciągniętych przez Polaków w tej walucie oraz kłopoty szwajcarskich eksporterów, którym coraz trudniej będzie konkurować, mając nawet w ręku atut szwajcarskiej jakości.
Od zgody narodowej Greków zależy, czy otrzymają oni pomoc, czy nie. Jak o nią trudno – wiemy sami. Lekcja, jaką życie dało "Ojczyźnie Homera" winna być przestrogą dla innych krajów, że „udawanie Greka” w sprawach ekonomii nikomu nie wychodzi na dobre.