Po noworocznych fajerwerkach kupującym starczyło wątłego optymizmu
ledwie na dwie pierwsze sesje 2009 r. Bo i powodów do zachwytu nie ma żadnych, a
sam fakt przeminięcia fatalnego ubr. nie jest tożsamy z odcięciem się od
recesyjnego otoczenia z dnia na dzień. Bycza szarża na indeksie WIG20 zgasła w
okolicach 1920 punktów, natomiast po piątkowej rejteradzie tydzień zamknięto na
poziomie o 100 pkt niższym od tego lokalnego szczytu.
W pierwszym pełnym tygodniu noworocznego handlu zapewne wielu liczyło na
solidne wzrosty poparte dużo większą aktywnością inwestorów. Na rynku widać
jednak niechęć do odważniejszych zakupów, gdyż najbliższa przyszłość przyniesie
wiele kluczowych rozstrzygnięć. Ci, którzy wysunęli się przed szereg w
poniedziałek i wtorek już zostali skontrowani przez podaż sprowokowaną
lodowatymi danymi z amerykańskiego rynku pracy.
Ponurym zwiastunem comiesięcznego przekrojowego odczytu publikowanego w
piątek był środowy raport ADP. Według niego w grudniu ubyło aż 693 tys. posad w
sektorze prywatnym, choć oczekiwano jedynie 450 tys. (trudno ocenić rolę
modyfikacji algorytmu wyliczania tej statystyki) Tempo ubytku etatów (zwłaszcza
w usługach) dynamicznie przyspiesza od września ubr., a w ciągu ostatniego
półrocza łączne zatrudnienie u „prywatnych" skurczyło się o 2 mln do 113,1 mln
miejsc. Nic dziwnego, że stopa bezrobocia podskoczyła w grudniu z 6,7 proc. do
7,2 proc. i jest na dobrej drodze do sięgnięcia okolic 9-10 proc. może jeszcze w
tym roku. W piątek główne amerykańskie indeksy zniżkowały po 1,7 - 2,8 proc., co
zostanie uwzględnione w notowaniach parkietów europejskich dopiero dziś.
Smutnym polityczno-ekonomicznym łącznikiem pomiędzy tygodniem ubiegłym a
nadchodzącym jest (poza kontynuacją krwawej izraelskiej okupacji w Strefie Gazy)
wciąż pusty gazociąg biegnący przez Ukrainę. Choć rosyjski szantaż nie tylko
Ukrainy ale i dużej części Europy trwa już drugi tydzień, dopiero na dniach
lewicująca (i chyba również błogo lewitująca) unijna plutokracja zdecydowała się
na jakiekolwiek kroki, wysyłając na wschód obserwatorów. Wymiernych rezultatów
jak na razie brak. Wszystkie te zabiegi podjęto z opóźnieniem, a płaszczenie się
przed Rosją i mylnie pojęta poprawność polityczna spowodowały przemysłowy
paraliż licznych krajów środkowoeuropejskich wskutek braku strategicznego
surowca.
Temat ten jest ważki w kontekście ekonomicznym, gdyż każdy dzień przestoju
zakładów obniża rozwój gospodarczy, o który unijni władcy tak się rzekomo
troszczą. Swoją drogą, zapóźnienia w procesie energetycznego uniezależniania się
od Rosji idą już w lata, za co Polacy mogą osobiście podziękować premierowi
Millerowi (zerwanie rokowań z Norwegią), natomiast Europa kanclerzowi
Schroederowi, będącemu na wiadomo czyich usługach biznesowych. Z okowów
odrętwienia samotnie postanowił Europę wyrwać premier Czech, intensywnie
kursujący między Kijowem a Moskwą.
Bieżący tydzień będzie chwilą prawdy dla giełd nie tylko z racji napiętego
kalendarza danych makroekonomicznych. Startuje bowiem sezon publikacji wyników
kwartalnych gigantów z USA, więc prawda ta w wielu przypadkach może mieć
opłakane oblicze. Właśnie w IV kw. ubr. nastąpiła eskalacja kryzysu, ciągnąca za
sobą nawał panicznej wyprzedaży oraz wydobywająca niezgłębione pokłady
powszechnej rezygnacji.
Tradycyjnie na pierwszy ogień idzie surowcowy potentat Alcoa, który już dziś
wieczorem pochwali się swoimi dokonaniami. Mając na uwadze stromy zjazd cen
aluminium (o jedną trzecią w minionym kwartale) oraz pamiętając przejęcie Alcana
w maju 2007 r. za 27 mld dolarów, gdy tonę metalu wyceniano niemal dwukrotnie
wyżej niż dziś, można spodziewać się niezbyt pocieszających rezultatów. Na
marginesie nasuwa się egzystencjalne pytanie: czy top-management ze wszystkich
kontynentów zawsze będzie skazany na podejmowanie decyzji o fuzjach bądź
przejęciach w okolicy szczytów koniunktury, niezmiennie słono przepłacając z
racji złapanych wieloletnich górek cenowych?
W czwartek inwestorski oddech zostanie wstrzymany przed publikacją wyników
Intela. Przypomnijmy, że potentat na rynku procesorów niedawno ostrzegł o
możliwym 20-proc. spadku przychodów w minionym kwartale względem analogicznego
okresu sprzed roku (obwiniając spadek popytu na komputery). Do tego dojdzie aż
miliardowy odpis na stratną inwestycję w spółkę Clearwire zaangażowaną w
bezprzewodowy projekt WiMax. Ogółem, dla spółek z indeksu S&P500 spodziewany
jest roczny spadek zysków o 12 proc., co i tak może być optymistycznym
założeniem (jeszcze niecały rok temu upierano się przy dodatniej dynamice).
Wracając na front makroekonomiczny, na brak nudów w bieżącym tygodniu nie
będzie można narzekać. We wtorek poznamy wielkość listopadowych deficytów w
handlu zagranicznym USA i Wielkiej Brytanii. Oczekuje się, że negatywne bilanse
nieco zelżeją w porównaniu z odczytami październikowymi. Środowe niewiadome to
m. in.: całoroczna dynamika niemieckiego PKB (ocenia się ją na 1,4 proc.),
listopadowa produkcja przemysłowa eurolandu (typowane jest pogłębienie jej
spadku) oraz o 14.30 naszego czasu grudniowa dynamika sprzedaży detalicznej w
USA. W czwartek oczekiwane jest dalsze cięcie stóp procentowych w strefie euro,
natomiast w piątek dane nam będzie poznać o ile skurczyła się w grudniu
amerykańska produkcja przemysłowa oraz jakie było listopadowe saldo napływu
kapitałów długoterminowych do USA.
Tego samego dnia nie należy zapominać o istotnym odczycie z naszego polskiego
podwórka. Jeśli listopadowy deficyt obrotów bieżących znowu znacznie przekroczy
2 mld euro, to negatywny sentyment do złotego może się pogłębić. W takich
nerwowych okolicznościach prognozowanie dziennych czy tygodniowych zmian
indeksów lub kursów walutowych staje się bezcelowe, gdyż każde zaskoczenie
generuje emocjonalne zmiany notowań. Równie dobrze można uruchomić matematyczny
warsztat symulacji komputerowych, zadając wystarczająco „dziki" model ruchu cen
i otrzymać na tej podstawie wynik prognostyczny obarczony niemałym marginesem
błędu.
Pośród ogólnej niepewności daje się jednak wyłowić z komentarzy i licznych
opinii duże pokłady wiary w silne odbicie wzrostowe na giełdach (niektórzy nawet
wieszczą nową falę hossy). Tymczasem na rynkach zazwyczaj powszechnie oczekiwany
scenariusz nie następuje, a zamiast tego może nadejść jeszcze jedno strząśnięcie
w okolice jesiennych dołków (przynajmniej w USA). Wtedy wahadło emocji powinno
się przechylić w stronę zbiorowego pesymizmu, co będzie stanowić kontrariański
sygnał do rozpoczęcia zakupów. Wobec tego obecnie chyba najlepiej pozostawać
poza rynkiem. Natomiast lubiącym ryzyko inwestorom z rynku terminowego można
polecić opcyjną strategię zwaną długim stelażem. Pozostaje jedynie wybrać aktywo
bazowe z potencjałem bardzo dużego wahnięcia ceny.