Przełom
lata i jesieni to okres okryty złą sławą z racji występowania
cyklicznych spadków na giełdzie. Schyłek słonecznej kanikuły obfituje w
dawkę adrenaliny, której nadmiar zaserwował zwłaszcza ubiegły rok.
Mając na uwadze obecny poziom notowań po półrocznej fali wzrostowej
istnieje spora szansa na kolejną porcję wrażeń, niekoniecznie
pozotywnych. Co zatem mówią historyczne notowania podczas tych dwóch
miesięcy?
Wedle coraz powszechniejszych ocen
rynki czeka zasłużona korekta, gdyż nadmiernie zapędzono się w radości
z ożywienia gospodarczego , które nawet nie wychynęło zza winkla.
Wskaźnik WIG20 zyskując przez pół roku 80 proc. od lutowych dołków
dokonał tego wyczynu po raz pierwszy od przełomu 1999/2000 r. Szeroki
indeks WIG nawet zdołał podwoić swoją wartość, niwelując niemal połowę
całej dwuletniej fali bessy. Jednak tak jak w sporcie, tak i na
giełdach nie da się biec maratonu w tempie sprintu.
Nastroje
giełdowe wychyliły się tego lata ze skrajnie pesymistycznych do
hurraoptymistycznych. Niemały w tym udział globalnych kreatorów
sentymentu czyli czołowych banków inwestycyjnych, ugrywających wielkie
stawki na własnych rekomendacjach. Przeprowadzana w USA regularna
ankieta wśród inwestorów indywidualnych (autorstwa AAII) pokazała
niedawno bliską euforii przewagę oczekujących dalszych zwyżek nad
sceptykami. W odczycie sprzed dwóch tygodni 51 proc. uczestników
prezentowało wzrostowe nastawienie w horyzoncie półrocznym, natomiast
zaledwie 33 typowało spadki (pozostałe 16 proc. z podejściem
neutralnym). Kilka dni temu jednak szala przechyliła się na stronę
niedźwiedzi, których jest już 48 proc. przy ledwie 34 proc. byków.
Komentatorzy
nie ignorują tak gwałtownej zmiany, podpierając swoje obawy
historycznymi przykładami. Na początku 2007 r. tąpnięcie sentymentu
bezpośrednio poprzedziło spadkową korektę, a kilka miesięcy później w
październiku trafnie zwiastowało wyprzedaż po mozolnie wymęczonych
szczytach hossy. Ten wzór zachowania powielił się również w maju 2008,
nie dając nadziei na trwałe zatrzymanie bessy. Obecnie indeks
S&P500 złowieszczo faluje tuż powyżej granicy 1000 pkt, a
kilkumiesięczny zwyżkujący klin coraz mocniej straszy możliwym rajdem
cen w dół. Zawahanie, brak nowej gotówki i realistyczne zejście na
ziemię są w stanie powiększyć zakres potencjalnej fali wyprzedaży.
Według
spostrzeżenia analityka Nicka Calvasa z MF Global Research, jedynie w
latach 1970 i 1982 ponad 4-procentowe zwyżki S&P500 w sierpniu
doczekały się kontynuacji we wrześniu. Oznacza to wymowną serię 26 lat
z rzędu nietrafionych inwestycji dokonanych na koniec sierpnia z
horyzontem miesięcznym, pod warunkiem zaistnienia zauważalnych wzrostów
w sierpniu. W minionym miesiącu S&P500 zyskał 3,4 proc.
Spójrzmy
na zachowanie tego czołowego światowego wskaźnika na przestrzeni niemal
czterech dekad, tzn. począwszy od 1970 r. Poniższy piętrowy wykres
zawiera kolejno: miesięczne stopy zwrotu we wrześniu i w październiku
oraz łączną stopę zwrotu: koniec sierpnia - koniec października.
Miesięczne stopy zwrotu z S&P500 na przełomie lata i jesieni (źródło: opracowanie własne na podstawie danych portalu Yahoo).
Widać,
że wejście w akcje u schyłku wakacji na ogół nie jest dobrym pomysłem.
Analizując ostatnie 39 lat, przeciętna miesięczna strata za wrzesień
wynosi 1 proc., w październiku zysk wynosi 0,5 proc., a za oba miesiące
łącznie tracimy 0,5 proc. Nie są to jakieś dotkliwe wyniki, jednak
mniej przyjemne wnioski płyną z uwzględnienia asymetrii zwrotów
ujemnych i dodatnich. Uśredniony wynik z 22 zniżkowych stóp
wrześniowych to strata 3,95 proc., podczas gdy przeciętny wzrost z
pozostałych 17 dodatnich odczytów to ledwie 2,8 proc. Za październik
oba rezultaty praktycznie się niwelują, gdyż średnio 4,5-proc. straty
rekompensowane są takimi samymi zyskami. Większa dramaturgia spadków
widoczna jest w odczytach skrajnych: długie czerwone słupki pokazują
miesięczne straty nawet między 10 a 20 proc. (IX 1974, X 1997, IX 2002,
X 2008), natomiast zyski są jednocyfrowe za wyjątkiem października 1974.
Niespecjalnie
budujące rezultaty daje analiza zachowania naszego rodzimego wskaźnika
WIG począwszy od 1992 r. Jego przeciętna wrześniowa strata za wszystkie
lata 1992-2008 wynosi 1,85 proc., w październiku zniżkuje kosmetyczne
0,15 proc. Uśrednienie po samych wynikach ujemnych daje 8 proc. spadku
we wrześniu oraz 11,95 proc. strat za październik. Dla samych wyników
pozytywnych zyski wyniosły odpowiednio 5,05 i 8,1 proc.
Reasumując,
istnieje niemała szansa rozpoczęcia inwestycji po niższych cenach niż
obecnie. Spadkowy scenariusz obecnej jesieni staje się tym bardziej
możliwy, jeśli uwzględnić zbyt mocno wyśrubowane ceny na tle bieżącej
fazy cyklu gospodarczego. To samo dotyczy napompowanych notowań
niektórych surowców przemysłowych. Mając na uwadze doświadczenia
ostatnich 2-3 lat, dla własnego komfortu finansowego nie należy się dać
omamić ewentualnej jesiennej inwazji reklamowych nagonek na agresywne
produkty inwestycyjne.