Nieznaczne przebicie bariery 2000 punktów na indeksie WIG20 okazało
się jak na razie fałszywe. Szybkie cofnięcie na początku bieżącego tygodnia nie
dziwi, jeśli uwzględnić kiepski styl wykonania rzekomego ataku kupujących.
Przypomnijmy: pośród niemrawego piątkowego handlu pod koniec sesji
przeprowadzono lifting indeksu aż do 2040 pkt, po czym zapał do poprawiania
rekordów wiosennej fali wzrostowej zgasł już na poniedziałkowym otwarciu. Brak
wsparcia ze strony giełd zagranicznych każe raczej szanować pieniądze, niż
przepłacać za samotne wysuwanie się przed szereg.
Z dużym prawdopodobieństwem bieżący tydzień w miarę zbliżania się do swego
kresu będzie obfitował w coraz gwałtowniejsze skoki cen. W piątek wygasają
bowiem czerwcowe serie instrumentów pochodnych, stąd należy nastawić się na dość
rozległe oscylacje indeksu największych spółek wokół wspomnianych 2000 pkt.
Pomimo pozostających niecałych 4 sesji wciąż w grze pozostaje niemal 90 tys.
indeksowych kontraktów futures, kilka tysięcy opcji mających nadal szansę na
wygaśnięcie w cenie (calle i puty z kursami wykonania 1900 oraz 2000) oraz
niemała porcja futuresów na najpłynniejsze akcje z „wielkiej piątki”.
Podwyższonej zmienności należy się spodziewać na wszystkich czołowych
parkietach, a jeśli obstawiamy zaistnienie dość dużych wahań, to można rozważyć
strategię polegającą na zakupie długiego stelaża złożonego z jednakowej liczby
opcji bliskich at-the-money (przy obecnym poziomie indeksu bazowego są to serie
OW20R9200 oraz OW20F9200).
Mimo wszystko rynek jako całość zdaje się pogrążać w najlepszym razie w
dłuższej konsolidacji, choć nie zdziwiłaby mnie także korekta rzędu 10 proc. Na
horyzoncie majaczy już lipcowa nowelizacja budżetu, a giełdy nie lubią
niepewności tak znaczącego kalibru gospodarczego. Ewentualna nerwowość powinna
iść w parze z tendencjami do skokowej wyprzedaży złotego, poza tym na to
wszystko nakłada się trwająca recesja.
To niekorzystne tło staje na przeszkodzie dalszemu śrubowaniu wyników
kwartalnych przez operujące na naszym parkiecie fundusze inwestycyjne. Jednakże
mimo tej dość złowrogiej kilkuskładnikowej budżetowej niewiadomej (skala
drastycznego cięcia obecnych abstrakcyjnych parametrów makroekonomicznych,
ryzyko podwyżki podatków pośrednich) pokusa do wywindowania słupków na koniec
miesiąca będzie niemała. Statystyki bieżącego kwartału zapowiadają się bowiem
najlepiej od niepamiętnych czasów. Zakładając, że indeks WIG zakończyłby
czerwiec na bieżącym poziomie 31,7 tys. pkt, dawałoby to kwartalny wzrost o 32
proc., czyli najwyższy procentowy wynik od... początku 1996 r. (zwyżka z I kw.
tamtego roku sięgnęła 50 proc.)!
Jak to wygląda od strony socjotechniki rodzimego biznesu finansowego?
Pozostaje nanieść ten wysoki słupek na jeszcze nie wydrukowane broszurki
reklamowe pełne zachwytu nad wiekopomnym geniuszem zarządzania pieniędzmi
inwestorów, zmilczeć ewentualny ujemny wynik III kwartału w razie jesiennych
spadków, wreszcie rozdmuchać kampanię marketingową celem pozyskania świeżej
gotówki, by pompować ceny akcji na nowo. W ten sposób koło się zamknie, indeksy
napęcznieją powyżej fundamentów, a w dalszej fazie ewentualnego wymuszonego
szturmu na TFI będzie trzeba przymierzać się do ucieczki z agresywnych funduszy,
aby uniknąć tłumnego tratowania znanego z 2007 i 2008 r. Jest jednak jeden
kruczek: powszechnego zaufania świeżo sparzonych inwestorów zbyt szybko się nie
odzyska, przez co można uznać, że naprawdę spory ruch wzrostowy już do dziś
wykonano niejako awansem.
Na koniec zajrzyjmy, co skrywa kalendarz makro na pozostałą część tygodnia.
Dziś po południu napłyną istotne dane z amerykańskiego rynku nieruchomości:
majowy wolumen rozpoczętych nowych budów domów oraz wydanych zezwoleń
(wypatrywanie dna cyklu na razie nie daje efektu, co dowodzi siły trendów
cenowych w tym segmencie), dynamika produkcji przemysłowej i stowarzyszony z nią
wskaźnik cen PPI; jutro inflacja na poziomie konsumentów CPI oraz nasze rodzime
saldo obrotów bieżących za kwiecień. W czwartek m. in. dynamika brytyjskiej
sprzedaży detalicznej, natomiast piątek to wspomniane wygasanie i rolowanie
serii derywatów oraz ważna z punktu widzenia naszej polityki monetarnej majowa
dynamika produkcji przemysłowej (typuje się spadek o ok. 6 proc.). Na brak
wrażeń zatem narzekać nie sposób, ale przy obecnych wycenach spektakularnych
wzrostów nie ma co sobie obiecywać.