Od wielu dni mamy pochmurne dni, również na rynkach
giełdowych. WIG20 zdążył stracić już około 15 proc. licząc od styczniowego
szczytu. Wczoraj na kilka godzin zaświeciło słońce nad warszawską giełdą,
głównie za sprawą Wall Street.
Wystarczyły dobre dane z amerykańskiego rynku nieruchomości, aby poprawić nastroje tamtejszym inwestorom. A jeżeli w Ameryce dobrze się dzieje, to również na całym świecie poprawiają się nastroje, także na giełdach. Dziś mamy powrót do szarej rzeczywistości na GPW i są ku temu powody.
Zapowiedzi kiepskich wyników finansowych spółek, ujawnianie coraz większej ilości problemów z feralnymi transakcjami opcyjnymi, wzrost bezrobocia do 9,5 proc. czy spadek zamówień w polskim przemyśle o 1/5 w porównaniu z końcówką roku ubiegłego - to złe prognostyki. Nie wiele w tej sytuacji przydały się dobre dane o grudniowej sprzedaży detalicznej, która była wyższa o 6,6 proc. niż rok wcześniej. W miesiącu, kiedy wielu więcej świętuje niż pracuje, opróżniają portfele nawet największe kutwy. Handlowcy posiadają wypróbowane metody aby przekonać nas o najlepszej okazji dla dokonania zakupów towarów, nawet tych, których nie planowaliśmy posiadać a teraz mogą one nas "uszczęśliwić".
Po Święcie Trzech Króli Słońce zaświeciło nad GPW tylko na kilka godzin, w dniu wczorajszym. Dziś mamy znów powrót do szarej rzeczywistości. Dalej tracą akcje banków. Jak widać awersja do ryzyka związanego z inwestowaniem w ten sektor trwa i jest związana z problemami banków zagranicznych. Warto tu przypomnieć o ogromnych stratach Deutche Bank, Royal Bank of Scotland, Citigroup, Bank of America. Wielu bankom nie wyszły na zdrowie zakupy akcji banków, które ujawniły kłopoty pod koniec ubiegłego roku. Okazuje się, że były to toksyczne aktywa, przynoszące obecnie wiele problemów. Łakomstwo nie wychodzi nikomu na zdrowie.
Do kosza złych „newsów” należy dodać komunikat o listopadowym saldzie obrotów bieżących w Eurolandzie, wynoszącym minus 16 mld EUR, co jest wynikiem dwa razy gorszym, niż się spodziewano.
Czary goryczy na rynkach finansowych może dopełnić wkrótce pęknięcie bańki spekulacyjnej nadmuchanej na obligacjach amerykańskich. Inwestorów nie zrażała nadzwyczaj trudna sytuacja gospodarcza Stanów Zjednoczonych. Kupowano dług USA nie zważając, że krajowi temu grozi skok inflacji z powodu dodruku „pustego pieniądza”. Realizacja planu Paulsona a teraz Obamy będzie wymagać zakupu wielu maszyn do drukowania zielonych banknotów. W ostatnich dniach pojawiły się informacje o wzroście rentowności obligacji amerykańskich, co świadczy o spadku ich cen. Czyżby następował – na razie powolny – demontaż piramidy spekulacyjnej na tych papierach? Jeżeli ulegnie ona zawaleniu, poszkodowanych może być wielu. I nie będzie to tylko problem Amerykanów lecz całego świata.
Ostatnia wiadomość powinna ucieszyć osoby, które zaciągnęły kredyty złotowe oraz przedsiębiorców. Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe. Główna stopa referencyjna wynosi teraz 4,25 proc. Tylko czy przyniesie to wiele korzyści? Do adekwatnego spadku kosztu pieniądza nie dopuszczą banki. Ich marże pochłoną w znacznej części korzyści z obniżki stóp, które należą się nie im, lecz przedsiębiorcom i kredytobiorcom.