Amerykański sen zamienił się w horror

Przez dziesiątki lat Stany Zjednoczone stanowiły symbol bogactwa i mekkę dla milionów ludzi, którzy chcieli urzeczywistnić marzenia o lepszym życiu i uczestnictwie w fenomenie nazywanym "amerykański sen".

Obecnie sytuacja gospodarcza Stanów Zjednoczonych zmieniła się - pogorszyły się warunki życia, zarabiania, budowania przyszłości, wzrosło bezrobocie i beznadzieja. Z powodu trudności życiowych coraz więcej Amerykanów popełnia samobójstwo – wynika z danych Centers for Disease Control and Prevention. Obecnie 22 osoby na 100 tys. odbierają sobie życie, to tyle, ile w okresie Wielkiego Kryzysu w 1932 roku. Dla porównania, w 2000 r. wskaźnik ten stanowił 10 osób na 100 tys. osób.
Gdy Obama obejmował urząd w Białym Domu stopa bezrobocia stanowiła 7,6 proc., obecnie wynosi 9,1 proc. W najtrudniejszej sytuacji znajduje się młodzież, w niektórych miastach stopa bezrobocia wśród młodych ludzi wynosi 50 proc.
Jeżeli do oficjalnej liczby bezrobotnych dodamy tych, którzy nie zamierzają podejmować pracy w krótkim terminie, permanentnych bezrobotnych oraz wszystkich, którzy pracują na część etatu, ponieważ nie mogą znaleźć pracy na pełny etat, to rzeczywista stopa bezrobocia wyniesie 23 proc. – szacuje John Williams publikujący niezależne analizy na portalu Shadow Government Statistics.
Liczba mieszkańców Stanów Zjednoczonych obawiających się utraty pracy osiągnęła rekordowy poziom. Jak podał instytut Gallupa, 30 proc. pracujących Amerykanów boi się, że wkrótce stanie się bezrobotnymi. Po kilku latach wysokiego bezrobocia ludzie odczuwają frustrację i zdesperowani są gotowi przyjąć każde zajęcie nie bacząc na wynagrodzenie. W 1980 roku mniej niż 30 proc. miejsc pracy należało do nisko opłacanych, obecnie ponad 40 proc.
Spada udział procentowy pracujących mężczyzn. W lipcu tego roku było zatrudnionych tylko 63,5 proc. panów w wieku produkcyjnym. Licząc od 1948 roku tylko raz, tj. dwa lata temu, wskaźnik ten był gorszy.
Wysokie bezrobocie spowodowało, że coraz więcej Amerykanów poszukuje pracy za granicą. Od 2008 roku podwoiła się liczba aplikacji o zezwolenie na tymczasową pracę w Kanadzie. Amerykanie coraz częściej uczą się języków obcych aby znaleźć pracę w innym kraju, szczególnie tam, gdzie gospodarka rozwija się dynamicznie, np. w Chinach, Singapurze, Indiach – poinformował  dziennik USA Today.  Wiele amerykańskich koncernów lokuje produkcję za granicą.  Barack Obama zawarł umowy, skutkiem których miliony miejsc pracy „wędruje” za granicę. Taka polityka dewastuje rodzimy rynek pracy.
Średni roczny dochód roczny na gospodarstwo domowe spadł w ciągu ostatniego roku o 2,3 proc. i wyniósł  49.445 dolarów, najniżej od 1996 roku. W porównaniu z 2000 rokiem po uwzględnieniu inflacji spadek dochodów stanowi już 7 proc.
Według Census Bureau, w ostatnim roku liczba mieszkańców USA żyjących poniżej granicy ubóstwa zwiększyła się o 2,6 mln. Był to największy wzrost, od kiedy oficjalnie rozpoczęto  liczenie ubogich, tj. od 1959 roku. Obecnie w Stanach Zjednoczonych poniżej granicy ubóstwa żyje 15,1 proc. osób. Indeks nędzy stanowiący sumę stopy bezrobocia i wskaźnika inflacji osiągnął w sierpniu tego roku wartość 12,87 pkt. wobec 7,46 pkt. z przedkryzysowego 2007 roku. To najgorszy wynik od 1983 roku.
W pierwszym dniu urzędowania prezydenta Obamy (styczeń 2009 rok) z talonów żywnościowych korzystało 32 mln Amerykanów, dziś już 45 milionów ubogich jest na garnuszku państwa.
Około 50 mln Amerykanów nie posiada ubezpieczenia zdrowotnego a procentowy udział osób, które posiadają ubezpieczenie finansowane przez pracodawcę spada już jedenasty rok z kolei. Obecnie Amerykanie przeznaczają trzy razy więcej czasu na opiekę zdrowotną niż 20 lat temu.
W 2011 roku zadłużenie Amerykanów na kartach kredytowych wzrosło o 54 mld dolarów, wynika z badań firmy CardHub. Łącznie skumulowane zadłużenie w plastikowym pieniądzu wynosi  772 mld dolarów.
Coraz trudniej żyje się studentom. W 2011 roku liczba niespłacanych kredytów studenckich zaciągniętych w ciągu pierwszych dwóch lat wzrosła do 15 proc., wobec 11,6 proc. w roku ubiegłym.
Pogarsza się sytuacja na rynku mieszkaniowym. We wrześniu znów spadł indeks NAHB (National Association of Home Builders). Banki przejmują domy, na które zaciągnięto kredyty i zaprzestano ich spłacania. Sprawy idą tak źle, że nawet rząd Stanów Zjednoczonych przejął ćwierć miliona domów. Wpływ tego koszmaru na życie rodzin jest rujnujący. W Kalifornii od 2007 roku 7 proc. dzieci doświadczyło zajęcia przez banki ich rodzinnych domów.
Zacieśnienie polityki kredytowej spowodowało, że obecnie trudniej otrzymać kredyt hipoteczny niż kiedykolwiek po II Wojnie Światowej. Ma to negatywny wpływ na rynek budownictwa mieszkaniowego. W latach 2000-2007 rozpoczynano miesięcznie 1,5- 2,2 mln budów domów jednorodzinnych, dziś wbudowuje się zaledwie około pół miliona kamieni węgielnych. Sytuacja w budownictwie ma duży wpływ na kondycję wielu dziedzin gospodarki. Większość Amerykanów nie spodziewa się wzrostu cen nieruchomości. Przewiduje się, że ożywienie w tym sektorze nastąpi nie wcześniej niż w 2014 roku.
Łączne zadłużenie sponsorowanych przez rząd USA  największych pożyczkodawców i gwarantów kredytów hipotecznych -  Fannie Mae, Freddie Mac oraz Sallie Mae wzrosło z 3,2 bln dolarów w 2008 roku do 6,4 bln dolarów w 2011 roku. Jeżeli dług nie będzie spłacony to konsekwencję tego poniosą podatnicy.
W 1950 roku sektor produkcyjny generował 28 proc. PKB Stanów Zjednoczonych, natomiast w ubiegłym roku tylko 11,7 proc. Dla porównania, produkcja odpowiada za 25 proc. PKB Chin i jej wartość zwiększa się tam co roku.
Obserwujemy falę likwidowania placówek handlowych. Na przykład sieć Payless ogłosiła, że zamknie 475 sklepów a Borders pozbędzie się około 400 punktów sprzedaży.
Z kolei Bank of America poinformował o planie likwidacji 600 oddziałów, przez co pracę straci 30 tysięcy osób. Natomiast amerykańska poczta publicznie oświadczyła, że jest na drodze do bankructwa. Aby uchronić się przed upadkiem postanowiono wdrożyć plan restrukturyzacji, w wyniku czego pracę straci 120 tysięcy osób.
Dramatycznie spadła liczba małych firm. Jak wynika z danych Bureau of Labor Statistics, w 2006 roku,  16,6 mln Amerykanów pracowało jako samozatrudnionych. Obecnie ich liczba spadła do 14,5 mln. Zmniejsza się liczba osób chcących pracować tylko na siebie, bowiem klimat dla małego biznesu stał się wręcz toksyczny – uważają zawiedzeni przedsiębiorcy.
Wzrosły nastroje pesymistyczne wśród konsumentów. Jak wynika z badań stacji telewizyjnej CNBC oraz dziennika New York Times, 61 proc. Amerykanów nie wierzy, że do 2014 roku ich poziom życia powróci do stanu sprzed recesji. Z kolei 39 proc. uważa, że amerykańska gospodarka weszła w fazę permanentnego spadku.
Coraz więcej gospodarstw domowych łączy się. Według US Census Bureau, liczba połączonych gospodarstw wzrosła o 10,7 proc.  od 2007 roku. Obecnie 18,3 proc. rodzin w USA  mieszka razem, np. rodzice z dorosłymi dziećmi, które założyły rodzinę.
Trudne czasy nadeszły również dla zmotoryzowanych. Gdy Barack Obama rozpoczynał prezydenturę, średnia cena benzyny wynosiła 1,83 dolara za galon, obecnie 3,58 dolara.
Kryzys a także nieumiejętne zarządzanie metropoliami doprowadziło wiele z nich do ruiny ekonomicznej. Przykładam jest Detroit, niegdyś perła Stanów Zjednoczonych, centrum przemysłu motoryzacyjnego. Dziś miasto przeżywa ogromne problemy ekonomiczne wywołane nie tylko kryzysem lecz również niewłaściwym zarządzaniem oraz destrukcyjnymi działaniami silnych związków zawodowych. Wielu ludzi pozostawia domy i przenosi się do innych ośrodków. Młode pokolenie bez perspektyw stanowi źródło ochotników dla misji wojskowych.
Jeżeli pogłębi się kryzys finansowy gospodarki europejskiej, powiększy to problemy Stanów Zjednoczonych i wywoła kolejną recesję.  Inwestorzy finansowi mogą zdecydować o odchodzeniu od amerykańskiego długu, co może spowodować  spadek popytu na obligacje skarbowe Stanów Zjednoczonych. Chińscy oficjele otwarcie mówią o potrzebie redukcji aktywów ulokowanych w obligacjach rządu USA.
Dziś ludzie na całym świecie chętniej lokują oszczędności w złocie niż w amerykańskich dolarach. Od 2001 roku cena złota wyrażona w dolarach wzrosła siedem razy. W ciągu ostatnich 10 lat indeks mierzący siłę dolara amerykańskiego do koszyka najważniejszych walut spadł o ponad 20 proc., natomiast w ciągu 50 lat "zielony" stracił 40 proc.
Dług publiczny Stanów Zjednoczonych wynosi 14,8 bln dolarów i przekracza ubiegłoroczny PKB. Daje to ponad 47 tys. dolarów na każdego mieszkańca. Na początku tego stulecia dług USA był niemal dwukrotnie niższy niż obecnie.
Według profesora Laurence J. Kotlikoffa z Uniwersytetu Bostońskiego, sytuacja fiskalna Stanów Zjednoczonych w długim terminie jest gorsza niż Grecji. Dotyczy to luki fiskalnej, która wzrosła w ciągu ostatniego roku o 6 bln dolarów i stanowi obecnie 211 bilionów dolarów. Stanowi ona różnicę między wartością obecną przyszłych kosztów i zobowiązań, na które składają się m.in. ogromne wydatki wojskowe, zobowiązania prawne oraz spłaty obligacji i odsetek a przychodami podatkowymi. Aktualnie luka ta stanowi 14-krotność PKB Stanów Zjednoczonych. W przypadku Grecji luka fiskalna jest 12 razy większa od PKB. Należy dodać, że o ile Grecji można jeszcze pomóc to Stanom Zjednoczonym nikt nie będzie w stanie udzielić pomocy.
Wskaźnik koniunktury opracowany przez redakcję magazynu The Economist pokazuje coraz częściej pojawiające się słowo „recession” w publikacjach prasowych. W ostatnim kwartale w Financial Times oraz Wall Street Journal mówiono o recesji około 1500 razy.  Z taką sytuacją mamy do czynienia w szczególności, kiedy gospodarka USA zmierza ku recesji.
Czy kiedyś jeszcze Stany Zjednoczone będą potęgą i miejscem realizacji marzeń milionów ludzi? A może to koniec pewnej epoki i nie będzie już „happy endu”.