Ciągle brak porozumienia w sprawie Grecji

Komentarz FMCM z 19.06.2015

Co słychać na greckim froncie?
Wczorajsze rozmowy Eurogrupy nie poskutkowały wypracowaniem jakiegokolwiek porozumienia w sprawie pieniędzy dla Grecji. Mało kto zresztą liczył na pozytywny finał czwartkowych dyskusji. Serial został więc przeciągnięty przynajmniej do końca miesiąca. Donald Tusk, szef Rady Europejskiej, zwołał na najbliższy poniedziałek specjalny szczyt Eurogrupy, na którym rozmowy mają być kontynuowane.

Różnice pomiędzy oboma stronami dotyczą jednak pewnych zasadniczych kwestii, a w użycie wchodzi czasami dość ostry język – m.in. premier Grecji oskarżał wierzycieli o postępowanie w sposób, który upokarza jego kraj. To powoduje, że w poniedziałek znów może nie dojść do porozumienia. Mimo wszystko może jednak dojść do niego w samej końcówce czerwca.

Sytuacja jest dość ciekawa. Dla Grecji bankructwo na pewno skończyłoby się załamaniem gospodarczym, jakkolwiek względnie krótkotrwałym. Kraj znalazłby na pewno jakieś wsparcie w Rosji czy Chinach, wolny od długów zacząłby powoli odbijać się od dna, zawsze mogąc też liczyć na turystów. Dla Strefy Euro oznaczałoby to jednak konieczność jawnego przyznania, że pieniądze dotychczas dawane Grecji zostały utopione, że długi nie będą spłacone, ale przede wszystkim – że ze Strefy można wyjść. To byłby niebezpieczny precedens dla kilku innych krajów. Pojawiłyby się też głosy, że los Grecji był niczym innym jak pośrednim skutkiem bycia w Strefie tudzież w UE, co z kolei stawiałoby pod znakiem zapytania obecny model działania tych organizacji.

Zachód będzie chciał tego uniknąć tak długo jak to tylko możliwe. Z drugiej strony, z niektórymi procesami rynkowymi trudno walczyć – w końcu trudno byłoby np. generować w nieskończoność pusty pieniądz, by dawać go Grecji. Trudno byłoby oszukiwać inwestorów w nieskończoność, że grecki dług zostanie im zwrócony itd. Trudno wreszcie byłoby przekonywać Greków, że aplikowane im reformy są zbawienne. Dodajmy zresztą, że na razie gra toczy się o zwrot zadłużenia wobec MFW i EBC, ale przecież kraj ma też bieżące potrzeby (budżetówka, emerytury).

EUR/USD utrzymuje się jednak przy 1,1370. Czyżby lepiej poinformowani, duzi gracze grali pod założenie kompromisu? Lepiej poinformowani gracze mają zreszta to do siebie, że w razie czego to oni dadzą sygnał sprzedaży i sprzedadzą po wysokich kursach. Sytuacja nie jest jednak stuprocentowo pewna, a nawet bardzo niepewna. Mimo wszystko bankructwo Grecji jest zjawiskiem realnym. Nawiasem mówiąc, wzrost eurodolara wywołany ewentualnym porozumieniem, będzie miał mniejszy zakres (1,15? 1,1750? 1,20?) niż szok po wyjściu Grecji ze Strefy, zwłaszcza jeśli kompromis faktycznie już jest jakoś wyceniany. Po zaklepaniu sprawy greckiej w grę zresztą zaczęłyby wchodzić normalne czynniki – dane makro, perspektywa stóp w USA itd. Po rozwiązaniu pesymistycznym trzeba by się natomiast liczyć z długotrwałym odwrotem w kierunku safe heavens i podważeniem zaufania do Strefy Euro. Przypomnijmy, że marcowe dołki na głównej parze wypadły nawet poniżej 1,05, jest to więc poziom, co do którego rynek potwierdził, że można go osiągać.

Nasza waluta
Na USD/PLN mamy trend spadkowy. Wczoraj notowano zejścia poniżej 3,65, można już mieć w pamięci minima na 3,6430. Teraz mamy lekki odwrót, 3,6680 – 3,67, gdybyśmy mieli przeć do linii trendu zaczętego 27 maja, to zapewne oznaczałoby to pójście na 3,68 w perspektywie kilku, kilkunastu godzin. Potem trend byłby kontynuowany i zeszlibyśmy znów w dół, ku silniejszemu złotemu, ale trzeba mieć świadomość, że mimo wszystko ogólny klimat jest na tyle niepewny, że pokonywanie wsparć będzie trudne. Tym samym może być tak, że notowania będą się zagęszczać w swoistym trójkącie prostokątnym, którego przeciwprostokątna to linia trendu, a przyprostokątna przyległa do kąta ostrego to właśnie pas 3,6430 – 3,65. Niżej można rozważać 3,6280, patrząc na wykres o interwale 6h. Ale jeśli scenariusz grecki rozwinie się niepomyślnie, to wybijemy się z tego trójkąta, z trendu – i zacznie się proces osłabiania złotego.

Na EUR/PLN aktywny jest trend wzrostowy, choć istotne jest teraz to, czy uda się przebić trwale okolice 4,1780. Jeśli tak, to realne będzie wyjście nawet do 4,1930 i po prostu 4,20. Paradoksalnie, złotemu nie musi służyć ani umacnianie dolara (jako znak wzrostu ryzyka), ani też umacnianie euro (jako po prostu znak silniejszego euro). Konieczna byłaby raczej solidna dawka dobrych danych i dobrych informacji politycznych z Grecji. Co do danych, to wczoraj słabo wypadła produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna była zaś r/r tylko nieznacznie lepsza od prognoz. Rentowność polskiego długu 10-letniego to 3,286 proc. Owszem, wykres troszeczkę zawrócił od maksimów, ale nie zmienia to ogólnego trendu, ciągnącego się od połowy kwietnia. Zresztą, po zejściu do 3,2340 proc. już mamy powrót na nieco wyższe poziomy.

Tomasz Witczak
FMC Management